Kilka uwag o wychowaniu

rodzina1

Wychowywanie, aby było skuteczne, potrzebuje czterech rzeczy: autorytetu, przykładu, miłości i szacunku. Najlepiej to realizować w rodzinie, gdzie miłość i szacunek rodziców do siebie nawzajem jest najważniejszym wzorcem wychowania.

16 sierpnia minęła 200. rocznica urodzin św. Jana Bosko – genialnego wychowawcy, patrona młodzieży, uczniów i studentów. Rok 2015 jest jemu poświęcony, co zachęca do zwrócenia uwagi właśnie na sprawy wychowania. Stąd niecodzienny projekt – akcja polskich biskupów na Twitterze, z których ośmiu ma swój profil, a cytaty pozostałych przekazuje @EpiskopatNews. Znakomita inicjatywa. Do udziału zaproszono też rodzinę salezjańską @Salezjanie_PL. Do tych wszystkich ważnych treści, chcę dorzucić kilka uwag.

Wychowanie do pełni człowieczeństwa, wychowanie do świętości. To było celem świętego wychowawcy. Takie wychowanie musi być wymagające, co nie oznacza, że wychowankowie muszą mieć cierpiętnicze miny. Wprost przeciwnie. Metoda wychowawcza św. Jana Bosko to wychowywanie do radości.

Ks. Bosko był przekonany, że wychowanie stanowi najważniejsze zadanie w życiu rodziny, społeczeństwa i Kościoła. Powtarzał swoim współpracownikom:

„Chcecie zrobić rzecz dobrą? Wychowujcie młodzież. Chcecie zrobić rzecz świętą? Wychowujcie młodzież. Chcecie uczynić rzecz boską? Wychowujcie młodzież. Co więcej, wśród rzeczy boskich ta jest najbardziej boska.

Ks. Bosko uważał, że przyszłość świata zależy od jakości wychowania.

W czasach, gdy wychowaniu poświęca się coraz mniej uwagi, koncentrując się na kształceniu, w czasach, gdy rodzice mniej lub bardziej świadomie abdykują ze swojej wychowawczej roli, te słowa brzmią wręcz proroczo, wróżąc światu nie najlepszą przyszłość.

Gdy podejmuję rozmowy o wychowaniu, często słyszę, że dzisiejsze dzieci są inne niż były w czasach, gdy sama wychowałam swoich synów. Inne, bo trudno im dłużej skupić uwagę, bo szybko się nudzą, bo stale potrzebują nowych wrażeń. Nietrudno zaobserwować, że nawet na osiedlach, gdzie mieszkają młode rodziny, podwórka są puste. Kiedyś bawiły się tam dzieci… Dziś tablet, komputer, gry, w najlepszym wypadku różne zajęcia pozalekcyjne, które wypełniają czas, zabierając je jednocześnie rodzinie. Najbardziej deficytowym dobrem staje się czas.

Czy było go więcej, gdy chowałam swoje dzieci, w czasach powszechnego niedoboru towarów, kolejek, w czasach „Solidarności”, potem stanu wojennego i lat osiemdziesiątych? Myślę, że nie. Dzieci zabierało się do kolejek, w których trzeba było spędzać wiele godzin. Ale to był czas, który można było wykorzystać na rozmowy. Dzieci uczestniczyły też w rozmowach ze znajomymi, dyskusjach. Uczyły się zachowania w towarzystwie, naśladując zachowania dorosłych. Uczyły się prowadzenia rozmów. To nie był stracony czas. Nigdy nie usłyszałam od moich synów, że się nudzą, choć nie było wtedy gier komputerowych, tabletów, półek wypełnionych aż po sufit klockami LEGO i mnóstwem zabawek czy całego spektrum programów telewizyjnych. Były książki, gry planszowe i rozmowy.

Nie chcę przez to powiedzieć, że współczesne wynalazki technologiczne są złe, sama z nich korzystam, nie powinny jednak zmieniać relacji ani w rodzinie, ani w gronie przyjaciół.

rodzina

Jeżeli miałabym odpowiedzieć na pytanie, co najbardziej różni dzisiejsze dzieci od tych sprzed 40 lat, wskazałbym przede wszystkim na brak respektu wobec dorosłych. To zjawisko jest powszechne i chyba ma swoje źródło w wychowaniu w domu rodzinnym. To tam dzieci uczą się szacunku dla starszych, najpierw obserwując swoich rodziców, którzy okazują szacunek dziadkom. Moje dzieci, widząc ojca całującego swoją matkę w rękę, robiły to samo. Gdy widziały ojca, który podrywa się z krzesła, żeby pomóc matce niosącej coś ciężkiego, miały podobny odruch. Gdy nie usłyszą dezawuowania wzajemnie poleceń wydawanych przez rodziców, gdy ojciec będzie okazywał miłość i szacunek matce, a matka ojcu, oboje będą wzmacniali swój autorytet.

Wzajemny szacunek to także szacunek okazywany dzieciom.

Wzajemny szacunek to także szacunek okazywany dzieciom. Pamiętam, gdy mój starszy syn Andrzej, jako pięciolatek napisał życzenia na Boże Narodzenie dla Papieża Jana Pawła II. Pisał je z moją pomocą, towarzyszył mi, gdy adresowałam kopertę, razem poszliśmy nadać list na pocztę. Ani ja, ani tym bardziej Andrzej, nie spodziewaliśmy się, że z Watykanu nadejdzie odpowiedź. Gdy wyjęłam ze skrzynki list adresowany do mojego pięcioletniego syna, był on na podwórku (tak, tak wtedy dzieci w tym wieku wychodziły same na podwórko). Gdy wrócił do domu, był zdziwiony, że nie otworzyłam koperty. Usłyszał wówczas ode mnie: „To był list adresowany do ciebie, jak mogłam otworzyć?” To była lekcja dyskrecji i szacunku. Jak można uczyć szacunku, nie okazując go? Zawsze dziwiłam się mamom, które karcą swoje dzieci za to, że mówią one „masz” zamiast „proszę”, ale gdy podają coś dziecku tak właśnie do niego się zwracają. I takiego właśnie zwrotu mimowolnie uczą swoje dziecko.

Szacunek to także stawianie wymagań.

To wcale nie musi odbywać się w klimacie surowości. Pamiętam, gdy mój mąż często powtarzał: „Synu, wierzę w ciebie, wierzę, że dasz radę”.

I jeszcze jedno. Nasze dzieci od małego uczestniczyły w rozmowach o budżecie domowym i wiedziały co dla nas jest możliwe, a co nie. Dlatego nie domagały tego, co mieli rówieśnicy, a nas nie było na to stać. Żyliśmy skromnie i dzieci to rozumiały, bo od małego były traktowane poważnie. Myślę, że nie tylko rozumiały, ale nawet w jakiś sposób sobie to ceniły.

Pamiętam, jak starszy syn Andrzej wrócił kiedyś od kolegi, którego rodzice byli rozwiedzeni. Wychowywała go samotnie matka, a ojciec, który aktualnie był za granicą na kontrakcie, obsypywał go zabawkami. – Wiesz, Tomek (tak się nazywał ten kolega) powiedział mi, pokazując na półki z klockami LEGO: „Oddałbym to wszystko, żeby mieć braciszka tak jak ty”. Te słowa 10-letniego wówczas chłopca, powtórzone przez mojego syna, pokazują, co w życiu jest naprawdę ważne. Może dziś dzieci tak otwarcie tego nie artykułują, ale chyba czują podobnie. Bo są inne, ale przede wszystkim dlatego, że nie są wychowywane.

Dlatego tak cenna jest inicjatywa biskupów. Będę do końca tygodnia wczytywać się we wszystkie tweety z hashtagiem #wychowanie. I serdecznie to wszystkim polecam. Warto!

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

9 komentarzy

  1. jerzpolski@wp.pl' Jurek S. pisze:

    Jerzy Strzelczyk Wychowanie dziecka powinno odbywać się od samego początku, od czasu kiedy mamy na dziecko wpływ. Kiedy wejdzie w okres przekory, to już jest bardzo trudno coś zrobić. Dziecko trzeba wychowywać w prawdzie. Kiedy mój pierworodny był małym chłopcem, niespodziewanie powiedział mi, że ja mówię mu zawsze prawdę. Zaskoczyło mnie to, gdy zauważyłem, jakie to dla niego ważne.

  2. mich.mazur@gmail.com' Michał z Wrocławia pisze:

    Pani Mario, fragment o pustych placach zabaw, które zostały zastąpione przez tablety czy inne zabawki, raczej stereotypowy. Mam dwoje małych dzieci, więc jestem częstym gościem na placach w okolicach mojego domu. Niespełna trzyletni syn je uwielbia, oprócz zabawy zawiera tam pierwsze przyjaźnie, bo place wręcz pękają w szwach, tyle jest tam dzieci.

  3. zszajn@wp.pl' Zuzka pisze:

    …jednak nie są to już takie place zabaw jak w naszym dzieciństwie. Oczywiście są piękne! Chwała,że są!
    Ja jednak biegałam z koleżankami i kolegami dookoła bloku.godzinami wisiałam na trzepaku…graliśmy w króla i w krawężniki. Rodzice nie mogli się nas dowołać wieczorami do domu.
    Teraz…na placach zabaw są małe dzieci z rodzicami – tak jak kiedyś moi rodzice chadzali ze mną. Nie ma jednak na podwórkach 9,10 latków… (fakt,teraz strach pozwolić,by dzieci bawiły się same na dworze ) Są czasami nastolatki z butelkami piwa…

  4. kzytniewska@gmail.com' Kaśka pisze:

    Rodzice czasami musieli używać fortelu byśmy z bratem wrócili z podwórka o rozsądnej godzinie.
    Teraz sąsiedzi muszą użyć podstępu aby ich dzieci choć chwilę spędziły na podwórku…

  5. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Zgadzam się z tym co Pani napisała w powyższym tekscie i jestem pełen szacunku dla Pani i Pani rodziców. Pozwolę sobie jednak na kilka uwag i moich refleksji. Przedstawiła Pani na przykładzie własnej rodziny podstawowe zasady wychowania dzieci na ludzi prawych, uczciwych, rzetelnych i zdolnych do empatii. Wydawać się może taki cel wychowawczy przyświecać powinien wszystkim rodzicom, zwłaszcza tym, którzy wyznają wartości chrześcijańskie, wierzą w Boga i wieczną nagrodę lub karę za ludzkie czyny. Jakże często jednak rodzice, nieświadomie lub całkiem celowo, nastawiają swoje dzieci przede wszystkim na to by „ umiały radzić sobie w życiu” – rozpychać się łokciami, kombinować, wyłgiwać się od odpowiedzialności. Rodzice od najmłodszych lat okłamują swoje dzieci, potem złoszczą się bardzo, gdy te zaczynają okłamywać ich. Jednocześnie nie piętnują oszustwa np. w szkole. Wychowywać skutecznie można tylko własnym przykładem
    Trudno o dobre wzorce wychowawcze w tzw. kulturze masowej gdy np. bardzo popularny serial „Rodzinka.pl” można podsumować jako zapis ciągłego wzajemnego manipulowania i oszukiwania. W serialowej rzeczywistości jest to bardzo zabawne i nie przynosi żadnych poważnych konsekwencji.
    Przemoc , brutalność w Internecie , filmach, grach, wiadomościach ze świata, szkole. Ze wszą sączący się przekaz, że wygrywają ludzie cwani i bezwzględni. Ucieczka ze świata realnego w wirtualny – kuzynka nauczycielka opowiada, że kiedyś w autobusie wiozącym dzieci na wycieczkę panował radosny gwar i zamęt, dziś już nikogo nie trzeba uciszać , bo wszyscy zatopieni w swoich smart fonach i tabletach. Czy rośnie nam pokolenie aspołecznych egoistów, czy gorzej – ludzi brutalnych i pozbawionych skrupułów i nawet zdolności do współczucia?
    Jeśli zaniedbamy wychowanie naszych dzieci, nie oprzemy go na odpowiednich wartościach, nie nauczymy wybierać dobra i prawdy to nie tylko zaszkodzimy samym sobie – bo dzieci pewnie nam się „ odwdzięczą”. Jestem przekonany, że wbrew temu co się wydaje wyrządzimy krzywdę im samym.
    „Fabryka małp, fabryka psów
    Rezerwat dzikich stworzeń
    Zajadłych tak, że nawet Bóg
    I Bóg im nie pomoże”
    To słowa starej już piosenki Lady Punk . Od tego jak będziemy wychowywać nasze dzieci zależy czy ta wizja nie spełni się w stopniu dużo większym niż obecnie.

    • Maria Wanke-Jerie pisze:

      Bardzo dziękuję za ten komentarz. Ważne pytanie, czy rośnie nam pokolenie aspołecznych egoistów, czy gorzej – ludzi brutalnych i pozbawionych skrupułów i nawet zdolności do współczucia? Wielka obawa, że odpowiedź na tak postawione pytanie jest pozytywna. Wynika to również z tego, co nazwałam abdykowanie z roli wychowawczej rodziców. Często wynika z miłości do dzieci, miłości źle pojmowanej, polegającej na zaspokajaniu wszystkich zachcianek i braku wymagań. To takie folgowanie własnym uczuciom, bez głębszej refleksji. A dzieci nieprzyzwyczajone do obowiązków, wymagań, nienawykłe do wyrzeczeń, poświęceń, nie tylko będzie dla innych trudnym partnerem, nie tylko z nim będzie źle, ale i jemu będzie. Wbrew pozorom, opłaca się być przyzwoitym, nawykłym do altruizmu, gotowym do wyrzeczeń. tacy ludzie są po prostu szczęśliwsi. A czegóż, jak nie szczęścia pragniemy dla naszych dzieci?

  6. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Wychowanie dzieci to trudna sztuka. Powinniśmy wychować swoje dzieci na przyzwoitych ludzi, ale dobrze radzących sobie gdy będą samodzielne i gdy zabraknie już opieki rodziców. Życie mamy tylko jedno i szkoda marnować go na wyidealizowane, nieżyciowe zasady. Przebojowi, co wcale nie oznacza, że nieuczciwi, mają w życiu o wiele łatwiej.

  7. ewa_1064@interia.eu' Ewa pisze:

    Ja tez mam synów,dwóch.Jest miedzy nimi spora różnica wieku,dlatego ja przez 17 lat nie pracowałam zawodowo koncentrując swoje życie wokół domu i rodziny.Faktem jest,że nigdy nie czułam się nieszczęśliwa z tego powodu.W między czasie skończyłam studia.Na zawsze pozostaną mi w pamięci słowa najpierw starszego syna,który w szkole średniej powiedział do mnie :,,mama Ty nie wychowałaś nas na te czasy,,. A za kilka lat młodszy syn w gimnazjum powiedział ,,ja to jestem jakiś inny,,. Za jakiś czas podczas rozmowy z nauczycielami i księdzem w szkole usłyszałam,że grono pedagogiczne nie wyobraża sobie szkoły bez mojego syna bo to jest chodzący przykład kultury i dobrego wychowania.Serce rośnie jak takie słowa słyszy się o swoich dzieciach ale wtedy człowiek sobie uświadamia,że to w dużej mierze moja zasługa.Czas poświęcony dzieciom zawsze przynosi owoce, zaufanie którym obdarzamy dziecko daje mu swobodę w podejmowaniu decyzji ale też uczy odpowiedzialności aby tego zaufania nie zawieźć. Dziecko zawsze uczy się przykładem a nie nakazem i złością,dziecko musi czuć,że jego najwięksi przyjaciele znajdują się w domu wtedy nie szuka akceptacji na siłę wśród rówieśników.Zawsze powtarzałam synom jeśli zrobisz coś źle nic się nie stanie ale jeśli będziesz to ukrywał kłamiąc będą konsekwencje.
    Po latach moja synowa podziękowała mi za wychowanie jej męża.To była największa nagroda.

Skomentuj Maria Wanke-Jerie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *