Co wolno kabaretom

Kabaret ma w Polsce ponad stuletnią tradycję. Śmiech pozwalał przetrwać najtrudniejsze czasy – wojny, okupację, ponure lata komunizmu, szalejącą cenzurę. Właśnie wtedy można było liczyć na nić porozumienia twórców, którzy potrafili przemycać oczekiwane między wierszami treści, z odbiorcami, chwytającymi w lot cienkie aluzje. Humor był inteligentny, subtelny, trafiał w punkt. Wszak, jak mówił przyjaciel Adama Mickiewicza, poeta Stefan Garczyński, uśmiech i humor to znak zwycięskiego górowania nad losem, zaś poczucie humoru jest lekarstwem na prawie wszystkie nieszczęścia tego świata,  możemy wyczytać w „Małym poradniku życia” H. Jacksona Browna Jr.

Starsi czytelnicy zapewne dobrze pamiętają, jak świetnie można było odreagować śmiechem siermiężne lata PRL-owskiej rzeczywistości, słuchając zabawnych skeczy Zenona Laskowika i Bohdana Smolenia z kabaretu TEY, twórców Kabaretu Pod Egidą czy wrocławskiego Kabaretu Elita. Aluzji politycznych nie brakowało, mimo restrykcji cenzury.

Po roku 1989 nadszedł czas większej dosłowności, miało się wrażenie, że nadmiar śmiechu tuszował niedostatek poczucia humoru. Na tym tle wyróżniał się Kabaret Moralnego Niepokoju, który – obśmiewając ludzkie przywary – sięgał też po satyrę polityczną i może dlatego, że nie oszczędzał nikogo (pamiętamy zabawne „Posiedzenia Rządu”), bawił obie strony politycznego sporu.

Popularność dostępnego tylko w internecie „Ucha Prezesa” zaskoczyła pewnie samych twórców. Zaczęto wręcz myśleć i mówić „Uchem”. Gdy któryś z polityków użył imienia Adrian, nie musiał dopowiadać, o kogo chodzi. W tym imieniu kryła się i osoba znanego polityka, i ocena jego pozycji na scenie politycznej. Podobnie było z innymi postaciami. A że wiele wad polityków, którzy pojawiali się w kolejnych odcinkach „Ucha Prezesa”, było mocno przerysowanych, a zainscenizowane sceny niekiedy wydawały się przesadzone, wręcz absurdalne, czasem już na granicy dobrego smaku, nie zmieniało to faktu, że były śmieszne, choć zapewne nie dla wszystkich jednakowo.

Podobała mi się reakcja wicepremiera Jarosława Gowina na pojawienie się jego postaci w „Uchu” poprzez kreację Andrzeja Seweryna. Świadczyło to o poczuciu humoru i dystansie do samego siebie. Pozytywnie też na pierwsze odcinki zareagował Jarosław Kaczyński i niektórzy inni politycy Prawa i Sprawiedliwości, bo to oni w pierwszym rzędzie byli bohaterami kabaretowych skeczy, co zresztą zrozumiałe. Kabaret obśmiewa przede wszystkim rządzących.

Nie znam reakcji Antoniego Macierewicza na jego pojawienie się w „Uchu Prezesa”, ale wydawać by się mogło, że pokazana jego przesadna ojcowska troska o młodego podwładnego była w kabarecie mniej krytyczna niż niejedne głosy w internecie, traktujące sprawę całkiem serio. Nie naruszały cienkiej granicy prywatności, która – moim zdaniem – została nieco przekroczona, gdy pojawił się mąż pani Beaty. Ale to moja subiektywna ocena.

Szum zrobił się dopiero, gdy w odcinku 21., który za cel postawił sobie obśmianie opozycji, knucie międzypartyjne zilustrowano gorącym romansem między posłanką Nowoczesnej a posłem Platformy Obywatelskiej. Ostrym protestem na Twitterze zareagował wówczas Borys Budka. Poparł go Patryk Jaki. Czy mieli rację?

Wiele było głosów, nawet – o dziwo – Tomasza Nałęcza, że ów polityk milczał, gdy we wcześniejszych odcinkach imputowano homoseksualne relacje Antoniego Macierewicza z Bartłomiejem Misiewiczem. Dlatego milczeć powinien i teraz – twierdził Nałęcz, nie dopatrując się w inkryminowanych aluzjach damsko-męskich niczego niestosownego.

Nie zgadzam się z tą oceną. Jak już wspomniałam, według mnie, trudno dopatrzeć się jakichkolwiek erotycznych podtekstów w wykreowanej przez Wojciecha Kalarusa postaci Antoniego Macierewicza. Chyba że ci, którzy na to patrzą, zawsze myślą tylko o jednym. Wiadomo, o czym. Ale to raczej ich problem. Oczywiście, że ta kreacja była przesadzona. A która nie była? Wszak to istota kabaretu. Na przykład Ryszard Petru w „Uchu” ani jednego zdania nie wypowiada bez śmiesznego lapsusu, bowiem prawdziwe skąd inąd przywary są wyolbrzymione do n-tej potęgi. To sedno politycznego dowcipu. Bardziej dziś dosłownego i przesadnego niż kiedyś.

Mnie jednak odcinek 21. „Ucha Prezesa” zniesmaczył, bo dotknął bardzo wrażliwej sfery intymnej. Nie znam rodzinnych relacji ani posła Budki, ani posłanki Gasiuk-Pihowicz, ale wiem, że bywają zazdrosne żony i zazdrośni mężowie. Czasem taka niewinna, niby żartobliwa sugestia, może zrujnować komuś życie. Już po tym odcinku pojawiło się w internecie mnóstwo zdjęć pokazujących oboje polityków razem. Sugestie internautów były oczywiste, a wiedzmy, że na to patrzyli też najbliżsi posłanki i posła. Według mnie przekroczona została granica nie tylko dobrego smaku, ale także celu, jaki przyświecać winien kabaretowi, czyli bawić, a nie szkodzić. Mnie te erotyczne aluzje wcale nie śmieszyły. Pomyślałam wówczas, że jeśli to całkowicie wyssane z palca, to tak robić nie wolno, a jeśli nie, to tym bardziej nie należy. Poczucie humoru ma amortyzować życiowe wstrząsy, jak mówił pisarz flamandzki i zakonnik Phil Bosmans, a nie je wywoływać.

Jeszcze bardziej niestosowne, trafiające w delikatną sferę ludzkiej natury, jest wyśmiewanie się z czyjejś choroby czy śmierci. Nawet, gdy jest to tylko aluzja. Dlatego nie potrafiłam zrozumieć salwy śmiechu na sali podczas gali rozdania Polskich Nagród Filmowych Orły 2016, gdy wręczając nagrodę w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa, po celowym przejęzyczeniu się Maciej Stuhr powiedział: Przepraszam, miało być poważnie, a państwo mają tu polew. Widownia śmiała się nie dlatego, że nie skojarzyła tego z katastrofą smoleńską, ale właśnie z tego powodu. Dlatego uważam i ten pseudożart, i tę reakcję za wysoce niestosowną. Są sprawy, z których śmiać się nie wolno. Tak jak nie wolno grać śmiercią Piotra S. Mam nadzieję, że żaden kabaret nie poważy się podjąć tego tematu.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

25 komentarzy

  1. ewama7@wp.pl' Ewa Mastalska pisze:

    Niesmaczne są też relacje w tabloidach, że np. pani X i pan Y, dziś z osobnych opcji, w młodości byli parą. Znam podobną historię, ale nigdy bym nie poszła do takiego pisma jej ujawniać.

  2. gsznajd@gmail.com' natalia pisze:

    Świetny tekst. Zgadzam się z Panią w 100%. Niestety, ludzie lubią skandale, uwielbiają „podglądać” innych i babrać się w błocie. Zamiast przyjrzeć się sobie samym, dowartościowują się kosztem innych.

    • stanorion@gmail.com' Vector pisze:

      W całości zgadzam się z stwierdzeniem, które Pani tutaj zamieściła, Pani Natalio, bowiem ludzie łatwo widzą źdźbło w oku bliźniego a belki w swoim nie dostrzegają.

  3. zdariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Mistrz Edward Dziewoński powtarzal ze rozśmieszanie ludzi to ogromne wyzwanie.Im bardziej wymagajaca publiczność tym trudniejsze zadanie.Twórcy „Ucha Prezesa ” założyli ze przaśny humor zadowoli potencjalnych odbiorców. Niuansow i niedomówień widz moze nie zrozumieć więc najprościej jest prymitywnie ośmiesza bohaterow.Po co się wysilać skoro widz nie zmusza? Wielka szkoda ze tak jestesmy postrzegani jako odbiorcy :(Jako odtrutkę polecam archiwalne materiały „Kabaretu Dudek”Czysta przyjemność :)))

  4. Gabriellawit@Gmail.Com' Garibaldi11 pisze:

    Jak zwykle jestem ZA a nawet PRZECIW. Kabaret ma prawo szydzić, insynuować i wsadzać nosa w prywatne życie polityków. Oni sami sobie wybrali ten paskudny zawód wymagajacy grubej skóry. Jeśli są tacy delikatni, mogą pracować w magazynie w Tesco.

    • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

      Jakoś trudno zgodzić mi się z Pana opinią. Kabaret, to trudna sztuka rozśmieszania, która opiera się na pewnych regułach , ale źle się dzieje, kiedy śmiejemy się z innych obrażając i pozbawiając kogoś szacunku, czy narażając bliskich. Dowcipy powinny zjednywać sobie sympatię z żartującego i wywołać szczery uśmiech, a nie narażać innych na śmieszność. Żyjemy w czasach, kiedy polityka tak bardzo dzieli ludzi i nakręca spiralę agresji i nienawiści, że niektórzy uważają iż satyra polityczna, to dobry kawał. Przykładem może być katastrofa smoleńska. Śmiech jest potrzebny, ale zawsze należy zachować umiar. Nigdy nie należy przesadzać i znać granice, by nie dawać świadectwa także o sobie samym.

  5. gregr@o2.pl' Grzegorz pisze:

    „Uchu Prezesa” daleko do starych kabaretów. Jakie tam były piosenki. Ale dzisiejszy kabaret jest na takim poziomie, a nie innym, bo takiej rozrywki oczekuje społeczeństwo.
    Reakcją Pana Budki jestem zasmucony. I to bez względu na poziom żartu. Widocznie nie dorósł do roli poważnego polityka. Obecna opozycja przypomina mi Smerfy. Ciamajda to Pan Budka, Laluś to przymierzany na prezydenta Warszawy Pan Trzaskowski. Chwilowo rządzi Ważniak, bo Papa Smerf wyjechał do Brukseli.

  6. szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

    Szkoda, że autorka jako przykładu kiepskich żartów nie dała obecnej twórczości Jana Pietrzaka. Bo ona to są nie „żarty” na granicy, co najwyżej niesmaczne, tylko chamstwo w najczystszej postaci…

  7. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Kabaretów mamy mnóstwo. Duży jest też popyt na ich występy. Organizatorzy tysięcy przeróżnych imprez uważają za konieczność zaproszenie zawodowych rozśmieszaczy. Do tego dochodzą dziesiątki przeglądów i festiwali kabaretowych i występy w różnych stacjach TV. Niestety jakość jest tu odwrotnie proporcjonalna do ilości. Kabaret przestał być sztuką a stał się chałturą, biznesem, który najwyraźniej za grupę docelową uważa ludzi o tzw. niemieckim poczuciu humoru. Twórcy kabaretowych skeczów nie mają pomysłów, ochoty a może czasu na wymyślanie inteligentnych, subtelnych żartów. Uważają,że do tzw. masowego odbiorce najlepiej rozśmieszyć nabijaniem się z ludzi powszechnie znanych, seksualnymi aluzjami, wulgaryzmami, a nawet imitowaniem fizjologicznych odgłosów. Do tego dużo hałasu, chaosu, kłótni i dziwacznych min. Oglądanie tych głęboko żenujących popisów prowadzi do smutnych refleksji. Czy to tylko kabaret jest tak denny czy nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej prymitywne?

  8. jmb@ks.onet.pl' jmb_1965 pisze:

    Doskonały tekst. Jest różnica pomiędzy śmiechem a wyśmiewaniem, którą coraz mniej osób zauważa. Poraża mnie też spadający poziom żartów, sięgający zwykłej „chamówy”. Żal, bo Pan Górski do tej pory wyróżniał się na plus, a tak zostaje tylko Hrabi?

  9. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Kabaret rządzi się swoimi prawami. Pamiętacie „Z tyłu sklepu”? „Na chorobowym”? Przenośnia tyko inne realia. Nie wiem kto w „Uchu” scenariusz pisał ale trąci Szekspirem.Tacy polityczni, w przenośni „Romeo i Julia”.Nie odbierałem tego jako romans między ludźmi a polityczne gierki. Bierzemy to dosłownie? To może zaprotestujmy przyciwko nabijaniu się z Bolka w „Z tyłu sklepu” :”A powiedz rebus”…. dziś naganne. Choć „traktor ma trzy dobre koła” jak najbardziej do naszych realiów pasuje.

  10. jerzpolski@wp.pl' Jurek pisze:

    Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Wszystko może nas śmieszyć, jeśli nie dotyczy nas. Jeśli ktoś śmieje się z nas, to może okazać się, że tracimy poczucie humoru. Warto mieć dystans do siebie, ale humor nie może przekraczać granicy dobrego smaku.

  11. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    100% racji pani Małgorzato! żart z katastrofy smoleńskiej który był bardzo Widoczny pomimo aluzji był Wysoce niestosowny nie życzę nikomu takiej śmierci gdzie człowieka rozrywa w sekundzie na strzępy . Pamiętam Zenona Laskowika i św. pamięci Bohdana Smolenia który fenomenalnie odgrywał Pelagię..niestety Bohdan Smoleń zapłacił ogromną cenę niby samobójcza śmierć jego syna mocno podejrzana a potem samobójstwo żony!umarła na jego rękach..Ucha prezesa nie oglądałam natomiast Kamila Gasiuk Pichowicz podeszła do tego z humorem i dystansem i bardzo dobrze! Kabarety czasami nie znają umiaru dobrze jednak rozgraniczyć pewne sprawy i Nie kpić z czyjegoś Nieszczęścia!

  12. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Poczucie humoru jest cechą ludzi inteligentnych, zwłaszcza gdy potrafią śmiać się ze swoich przywar. Zdolność do autoironii jest ważnym przymiotem. Pamiętamy ją u Papieża Jana Pawła II. Ważne jest jednak z czego się śmiejemy. Są obszary wrażliwe, których satyra dotykać nie powinna. Nie wolno, moim zdaniem, śmiać się z symboli religijnych, narodowości, czyjegoś nazwiska, z kalectwa, choroby, żałoby czy śmierci.
    Współczesne kabarety serwują nam rozrywkę na bardzo niskim poziomie i najczęściej śmiech dotyczy skojarzeń z seksem lub nadużyciem alkoholu. Mnie to nie bawi. Z humorem politycznym też jest kłopot, bo w zależności od wyznawanych poglądów nie to samo nas śmieszy i granicę dobrego smaku dostrzegamy nie w tym samym miejscu. Osoby publiczne powinny być, oczywiście, bardziej odporne na satyrę z samych siebie. Czasem pojawienie się osoby publicznej w programie satyrycznym jest formą promocji i politycy o to zabiegają.

    • krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

      Zastanawiam się, czy nie bardziej istotne od tego „z czego się śmiejemy” jest to „jak się śmiejemy”. Satyra w znaczeniu słownikowym rzeczywiście „ma ośmieszać i piętnować” jednak chyba jest to dalekie od dzisiejszych oczekiwań. Dobry żart powinien skłaniać nie tylko do śmiechu, ale i do refleksji. Znane z matematyki, a stosowane przez satyryków „reductio ad absurdum” zmusza do myślenia.

      Napisałem kiedyś krótki tekst satyryczny (został nawet opublikowany 🙂 w formie listu. Autorem był anioł, który generalnie skarżył się na mieszkańców Raju. Każdy chciał je urządzać „na swoją modłę”. Było o różnych religiach, wyznaniach, narodowościach, kalectwie, śmierci, a jednak nie uważam, żeby kogoś obrażał. Może dlatego, że sytuacja była czysto abstrakcyjna?

  13. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Też tak uważam Wiara jest osobistą sprawą przeszkadza mi jedynie niezdrowa fanatyczność widziana również w Sejmie! człowiek ma prawo do własnych wyborów o ile nie szkodzą..nie zawłaszczają przestrzeni! Współczesne kabarety dwoją się i troją po to aby przetrwać na artystycznym rynku często kosztem innych..nieważne czy Ktoś na tym ucierpi grunt aby złośliwie wyśmiać..Pamiętam parę przypadków chyba na faktach ..Pewien dziennikarz na antenie był wyjątkowo złośliwy nabijał się z nieszczęśliwej miłości jakiejś kobiety ! nie przewidział swojej śmierci w akcie zemsty za zniszczenie jej życia..Kłaniają się słynni Paparazzi ponoć matka Britanny Murphy publicznie oskarżyła ich o przyczynienie się do jej śmierci..

  14. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Śmiech to zdrowie. Sport to zdrowie. Chyba, że uprawiane zawodowo – wtedy nie jest już tak wesoło. Żyć trzeba, a konkurencja wyziera z każdego zakątka internetowych czeluści: ja! ja! teraz mnie kliknij! podaj dalej! subuj! Kabarety w erze „przedklikalnej” miały dużo lepiej. Traktowane były jako rozrywka zarówno przez publiczność jak i samych artystów. I jeszcze ta zbawienna cenzura. Ile to trzeba było się nagimnastykować, żeby cenzor puścił, a ludzie zrozumieli. Nic tak nie wyzwala pomysłowości jak ograniczenia. Wolność absolutna byłaby dla artystów absolutną katastrofą. Oni lubią żyć na granicy. Bez granic, wbrew pozorom, czują się zagubieni i często błądzą. Najłatwiej przekraczać granice dobrego smaku. Każdy smak ma inny, a szansa na poklask spora. Szczególnie jeśli uderzymy w „klikalną” osobę 🙂 Przekraczanie granicy prawa jest ekonomicznie nieuzasadnione, „prawa” ekonomii same się szybko przekraczają, a prawa fizyki, czy matematyki to już inne zajęcie. I tak to już jest z dzisiejszym kabaretem, że im łatwiej tym trudniej…

    PS. Pod pojęciem cenzury (łac. censere ’osądzać’) kryje się również „selekcja własna odbiorcy”, czego sobie i Państwu życzę 😉

  15. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    A ile tego jest w normalnym po za medialnym życiu..Zwiększona ilość samobójstw nastolatków nie bierze się z powietrza a z braku Akceptacji, braku rozmowy, chamstwa i złośliwości..

  16. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Świetny tekst, z którym zgadzam się w stu procentach. Podobnie jak autorka uważam, że są obszary których kabarety powinny stanowczo unikać. Tematy śmierci, choroby czy też czyjegoś wyglądu, nie powinny być przedmiotem żartów ani w kabaretach, ani też w sieci.
    Żarty z sytuacji intymnych, orientacji seksualnych i wiary powinny cechować się dużym wyczuciem i subtelnością, by gruboskórnością i wulgaryzmem nie obrazić nikogo.
    Śmiać się z czegoś trzeba, ale twórca kabaretu dwa razy powinien się zastanowić nad stosownością żartu.
    Nie oglądam kabaretów, bo nie śmieszy mnie rubaszność i gruboskórność inscenizowanych sytuacji.
    Wyjątkami były kabarety „Tey” i „Elita”, które w czasach ich świetności z przyjemnością oglądałem, ponieważ sposób w jaki były prezentowane, odpowiadał mi.

  17. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za zainteresowanie tematem, które przerosło moje oczekiwanie, a także za ciekawe, inspirujące głosy w dyskusji. Większość komentatorów zgadzała się ze mną, że nie należy wikłać w kabaretowym dowcipie w sprawy damsko-męskie obśmiewanych polityków (choć byli i tacy, jak np. Garibaldi11, który uważa, że powinni oni mieć grubą skórę, wiedzieli bowiem na co się decydują, wybierając zawód). Podnoszono też kwestię innych spraw, które nie powinny być przedmiotem żartów, jak np. wskazała moja siostra, że nie należy śmiać się też z symboli religijnych, narodowości, czyjegoś nazwiska, z kalectwa, choroby, żałoby czy śmierci. Także z innych orientacji seksualnych czy czyjegoś wyglądu. Krzysztof Kała uważa natomiast, że bardziej istotne od tego „z czego się śmiejemy” jest to „jak się śmiejemy” i podał przykład swojego tekstu satyrycznego, w którym było o różnych religiach, wyznaniach, narodowościach, kalectwie, śmierci, a jednak tekst nikogo nie obrażał. Może dlatego, że sytuacja była czysto abstrakcyjna. Bo najważniejszy jest szacunek do ludzi, śmiech, żart nie może wyrządzać szkody, nie powinien obrażać. A że dla polityków czasem nie ważne jest czy dobrze, czy źle, na poziomie czy poniżej dna, byle tylko po nazwisku, to mamy, to, co mamy. Dobrego humoru Państwu życzę.

  18. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    28 odcinek „Ucha Prezesa” był piękny. Owszem „kabaretowy”. Z ważnym przesłaniem. Warto zobaczyć.

  19. msoltyszke@onet.eu' marian pisze:

    Spadek oglądalności? A ileż można pić ten sam płyn- ta z jakiegoś przedwojennego skeczu

  20. marwiac2@poczta.onet.pl' marwiac2 pisze:

    Nie oglądam kabaretów tych nowych. NIe oglądam ucha prezesa jak nie oglądałem haratania w gałę. Nie śmieszył mnie Szymon Majewski Show w pierwszych odcinkach więc też go nie oglądałem. Za żenujące uważam kabarety gdy chłop przebiera się za kobitę i z tej pozycji komentuje świat. Perełek w obecnych skeczach szukać trudno – piosenek na miarę duetu Przybora Wasowski też. Ja sobie odpuściłem ten rodzaj rozrywki. Byłem na występie Andrzeja Poniedzielskiego – pełna klasa – humor mistrz słowa zabawne skojarzenia czy bon moty na wysokim poziomie. NIe śmieszy mnie humor taki jak u Kiepskich z mniej lub bardziej wyimaginowanych naszych wad narodowych.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Podzielam Pana opinię – Andrzej Poniedzielski wyróżnia się na tle marnego poziomu współczesnych kabaretów. Byłam na „Wieczorze Andrzejkowym” we wrocławskim Imparcie z udziałem Andrzeja Poniedzielskiego, który tylko z akompaniatorem bawił publiczność inteligentnym, subtelnym humorem, bazującym na autoironii i skojarzeniach. Widownia okazała się też na poziomie. Widać można.

Skomentuj Szkudlar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *