Hejt

Hejt, hejtowanie to chyba najbardziej popularne słowa ostatnich dni. Potępienie hejtu, informowanie o hejcie stało się bardziej znaczącym przekazem poprzedniego weekendu. Hejt się jednak hejtem odciskał, bo hejtujący sami byli za hejt hejtowani, nawet wtedy, gdy się zawstydzili i skasowali niefortunny, nieprzemyślany wpis.

Wirtualny-hejt-realne-konsekwencje.-Kampania-spoleczna_resize600x450

„Nie bądź bezpieczny, Twitter pamięta, możesz skasować, screeny są gotowe, spisane będą czyny i rozmowy” – napisała na Twitterze – parafrazując Czesława Miłosza – Anna Białoszewska na drugi dzień po wypadku w Oświęcimiu z udziałem kolumny rządowej. „Nie podawajmy dalej, nie popularyzujmy szlamu, nawet jeśli to posłowie, dziennikarze, sportsmenki. Nie popularyzujmy szlamu i chamstwa” – apelował z kolei Eryk Mistewicz i odsyłał do wciąż, a może coraz bardziej aktualnego „Dekalogu antytrollingu” na Wszystko Co Najważniejsze https://wszystkoconajwazniejsze.pl/eryk-mistewicz-dekalog-antytrollingu/ – tekstu sprzed prawie roku. Przy okazji polecam. Warto!

Jeżeli coś od tego czasu się zmieniło, to tylko na gorsze. Nastąpiła nieprawdopodobna wręcz brutalizacja języka. I żeby było jasne, nie dotyczy to tylko jednej strony politycznej wojny plemiennej. W „pomysłowych” memach i inwektywach prześcigają się nie tylko anonimowi bądź nieznani szerszej publiczności internauci, ale czołowi dziennikarze, publicyści, politycy, celebryci.

Można powiedzieć, że wszystko już było, słowa straciły znaczenie. Jeśli z jednej strony obrzuca się znanych polityków oskarżeniami „morderca” „ruski” albo „niemiecki agent”, „zdrajca”, a drugiej zrównuje się znanego polityka ze Stalinem i Dzierżyńskim (czasem w jednym haśle równocześnie i z jednym, i z drugim), a znanego dziennikarza telewizji publicznej z Urbanem, to czy słowa mają jakiekolwiek znaczenie? Padają wulgarne wyzwiska wobec kobiet, wprost do nich adresowane. I nie piszą tego anonimowi internauci, ale politycy, publicyści.

W czasie ostatniego weekendu królowało jednak szyderstwo, mało stosowne wobec zaistniałej sytuacji. No może w dwóch przypadkach zanotowałam satysfakcję twitterowiczów z powodu wypadku, oczekiwanie na następne takie kraksy drogowe, a nawet żal, że to tylko seicento, a nie tir i byłoby po sprawie. Skandaliczny żart z zaproszeniem na pogrzeb w formie wydarzenia na Facebooku doczekał się kilkudziesięciu lajków i lawiny komentarzy, także prześmiewczych. Ale w większości w odpowiedzi na ten i inne wpisy padał z kolei stek obelg i nakręcała się spirala hejtu.

Hejt się hejtem odciskał.

A i telewizja publiczna (kolejny przytyk) zamiast rzeczowych informacji na temat wypadku, karmiła widzów przeglądem wpisów z Twittera i postów z Facebooka. Nawet tych dawno skasowanych, którymi autorzy się zawstydzili, szybko je skasowali, wytłumaczyli się i przeprosili. Po takiej dawce informacji w TVP na nieszczęsnych autorów niefortunnych wpisów sypały się kolejne obelgi.

hejt-mowa-nienawic59bci

Dlatego warto sobie wziąć sobie do serca apel Eryka Mistewicza i nie podawać, nie krytykować ani nie komentować takich wpisów. Przecież przez te działania niepotrzebne je nobilitujemy, napędzając spiralę hejtu.

Hejt niech pozostanie niezauważony, nieskomentowany, nienobilitowany do rangi przekazu, z którym się polemizuje. A jeśli ktoś z własnej inicjatywy lub za czyjąś sugestią, niestosowny wpis skasuje, to tylko należy się cieszyć. Może już drugi raz tego nie zrobi.

Można też, o ile kogoś znamy, zwrócić mu delikatnie uwagę w formie direct message. Mnie się kilka razy udało, że po takiej interwencji internauta skasował wpis i przeprosił. Do agresywnego stylu już więcej nie wrócił. Każdy może mieć jakiś  wpływ, by nieco powstrzymać brutalizację języka.

Przy tej okazji pragnę podziękować naszym Czytelnikom za kulturalną debatę na tym blogu. Dajecie Państwo dobry przykład.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

24 komentarze

  1. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Hejt to temat szeroki jak Internet i głęboki jak ludzka dusza. Napiszę dłuższy komentarz, gdy pozbieram ważniejsze myśli z tym związane. Tymczasem zachęcam wszystkich do komentowania tego ważnego tekstu.

  2. pomme@onet.eu' Ewa pisze:

    Nienawistnicy istnieli zawsze (tak, wiem ze to truizm) ale to brak wstydu, pozorna „odwaga” występowania przeciwko tzw. poprawności politycznej, a tak naprawdę nobilitacja braku kultury spowodowała, że zawstydzeni doatąd i świadomi swoich niedostatków postanowi „wstać z kolan” i z dumą dać wyraz swojemu prawu do źle pojętej wolności. W jedyny dostępny sobie sposôb niestety.

  3. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dyskusja o hejcie jest szersza niż to, co chcę poruszyć. Hejt, jako temat medialnego przekazu, pojawił się bowiem w związku z wypadkiem Pani Premier. Był reakcją, po pierwsze początkowo na brak wystarczającej informacji, po drugie był przyjętą piarowską strategią. O powypadkowym hejcie, zamiast o wypadku, mówili związani z rządem politycy i publicyści. Taki też był przekaz programów informacyjnych – najbardziej wyeksponowanym ich fragmentem był ów hejt właśnie. Szczególnie uderzające, jeśli chodzi o proporcje, było to podczas konferencji prasowej ministra Mariusza Błaszczaka. Gołym okiem było widać, że taka została przyjęta strategia rozwiązywania sytuacji kryzysowej, aby środek ciężkości społecznej uwagi przesunąć z samego wypadku na powypadkowy hejt. Przy czym było to robione tak nachalne, tak przesadne, że – moim zdaniem – całkowicie nieskutecznie. Pracując w Biurze Informacji i Promocji Uniwersytetu Przyrodniczego nie raz miałam do czynienia z sytuacjami kryzysowymi w praktyce, wiem też co nieco na ten temat z teorii. Dobry PR, jak dobry makijaż, powinien być niewidoczny. Bo public relations to przecież subtelność.
    Wyobraźmy sobie taką strategię. Pełna informacja pojawia się natychmiast po zdarzeniu, a głównym przekazem jest to, że manewr kierowcy samochodu Pani Premier, który doprowadził do uderzenia w drzewo, uratował życie właściciela Seicento. Można było wręcz nagrać wypowiedź tego chłopaka, że tak bardzo jest wdzięczny za uratowanie życia i tak bardzo mu przykro, że stało się to takim kosztem. Bez wnikania w szczegóły i bez przesądzania, kto zawinił. Jest bohater – borowiec, który uratował życie kierowcy Seicento. A zamiast „trucia” o hejcie można było mówić o wyrazach solidarności i wsparcia dla Pani Premier, które płynęły z całej Polski i zza granicy, dodając, że szefowa rządu jest bardzo wdzięczna, ale i zatroskana o zdrowie poszkodowanego kierowcy-bohatera. Dobro rodzi dobro. Pozytywny przekaz staje się wzorem właściwych postaw i reakcji. Generalnie, zamiast potępiać zło, propagujmy dobro. Niech się szerzy. Kiedyś nawet słyszałam podobną regułę w innej sprawie. O ochronę życia chodziło. Ktoś powiedział: zamiast promować cywilizację życia, wy wciąż potępiacie cywilizację śmierci. To pierwsze zawsze się lepiej sprawdza.

    • stanorion@gmail.com' Vector pisze:

      Bardzo trafny komentarz, Pani Mario. Szkoda, że nie skorzystano ze strategii przekazu, którą Pani tu proponuje, bo wtedy ta informacja byłaby odbierana przez widzów całkowicie inaczej.
      To oczywista prawda, że lepiej promować cywilizację życia, niż nachalnie potępiać cywilizację śmierci, bo to lepiej się sprawdza.

  4. gramati@tlen.pl' Ufka pisze:

    Dla mnie jest niepojęte właśnie to – pisanie pod nazwiskiem obraźliwych komentarzy. Mówię o ludziach znanych : dziennikarzach, politykach. Oni są czytani i powinni naprawdę kilka razy się zastanowić zanim coś napiszą. Bo ich wpisy z jednej strony gorszą nawet zwolenników czy danej redakcji czy danej partii – mówię oczywiście o tych umiarkowanych . Reszta niestety uznaje to za przyzwolenie i anonimowo plecie beznadziejne głupoty.
    Jeśli chodzi o anonimów to faktycznie należy przemilczeć, wyciszyć lub zbanować. Nie rozumiem podawania chamskiego komentarza anonima mającego 5 obserwujących. To jak reklama – troll staje się sławny i za chwilę ma już 100 podobnych chamów jako followersów.
    DM nic nie daje bo musimy jeszcze mieć możliwość wysłania.
    Jeśli chodzi znane osoby jestem jak najbardziej za komentowaniem wpisu. Czasami jest to wylanie wiadra zimnej wody, czasami przeprosiny a często nawet „rozmowa dyscyplinująca” dziennikarza czy polityka.
    No i nie mam pojęcia po co przytaczają politycy czy media te wpisy. Jeśli przekraczają granice to należy po prostu podać do sądu. Jeśli są poniżej jawnego kłamstwa czy grożenia śmiercią to możemy sobie poradzić sami – zgłaszając dany wpis, wyśmiewając, banując

  5. bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

    W ostatnich dniach naczytałam się tyle hejterskich i zwyczajnie głupich wpisów, że parę razy miałam ochotę zamknąć konto TT, żeby się odgrodzić od tej apoteozy bzdury.
    Rozkręcono spiralę zarządzania strachem i niechęcią i chyba już sami marketingowcy rządowi i opozycyjni, nie są w stanie wyjść z tej spirali, którą sami nakręcili. Faktem jest że jak słusznie zauważyła na Twitterze p. Maria, można było kierowcę BOR przedstawić jako bohatera, który uratował życie kierowcy seicento – bo w istocie tak było. Fakt, że zasadniczo jego rolą było ratowanie życia premier, zszedłby medialnie na drugi plan. Podobnie jak inne błędy popełnione zarówno przez kierowcę jak i BORowców. Analogicznie przecież było ze słynnym lądowaniem kapitana Wrony, na lotnisku Okęcie – podkreślano na każdym kroku, że kapitan uratował pasażerów. Dopiero z czasem okazało się że przyczyną całego zajścia tkwiła w błędzie tego kapitana. Tak samo też było z wypadkiem śmigłowcowym premiera Millera – wszyscy pamiętają, że pilot bohatersko uratował życie premierowi, a to że cała sytuacja była wynikiem nieprzestrzegania przepisów o czasie pracy i kilku błędów tegoż pilota – o tym nikt nie pamięta a część osób zwyczajnie nie wie.
    Tymczasem komunikacja poszła – jak zwykle ostatnio – w kierunku podkręcania nienawiści i strachu. Od „betonowego” entuzjasty PIS usłyszałam, że przecież kierowca seicento usiłował zrobić zamach na premier, że to ciąg dalszy Smoleńska, pęknięcia opony w samochodzie prezydenta Dudy (także spisek) etc. Z drugiej strony – akcja zbierania pieniędzy dla kierowcy seicento – ofiary kaczystowskiego reżimu, i głoszenie że człowiek całkiem niewinny został nieledwie zabity.
    Do tego dołożono dwie akcje PRowe, całkowicie chybione, które tylko podkręciły atmosferę – list pani premier do sprawcy kolizji, który został całkowicie niepotrzebnie upubliczniony, z przytykiem do opozycji, oraz sms od rodziny kierowcy do jakiegoś posła.
    Obie strony walczą ze sobą, wykorzystując swoich zwolenników jako mięso armatnie. Hejt płynie szeroką strugą, zdaje się że marzeniem niektórych jest by ludzie w autobusach zaczeli sobie skakać do oczu z powodu kłótni polityków. żadna strona nie umie/chce zrezygnować z retoryki wojny – a tam gdzie wojna jest przecież hejt usprawiedliwiony…
    Obawiam się, że jeśli my sami nie zaczniemy stawiać oporu takim metodom polityków, nic ich nie powstrzyma.
    A do polityków taki apel: jak się wszyscy wasi zwolennicy powycinają, to kto będzie na was głosować? Wcale nie jest pewne, że znajdziecie następnych, którzy pójdą za was na front.

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Zgadzam się, że w przypadku wypadku Pani Premier strategia PR-owska była zła, spóźniona i zupełnie niepotrzebnie antagonizująca. Tylko, że – moim zdaniem – wpływu na nienawistne komentarze osób zacierających ręce przy każdym potknięciu rządzących raczej nie miała. W szerszym odbiorze społecznym owszem, byłby odbiór pozytywny, ale hejtu tych, którzy wyrażali radość, że jest okazja, aby po raz kolejny dokopać, raczej by nie powstrzymała. Jeśli pamiętamy, jakimi epitetami była określana Pani Premier i jak widziano jej rolę w kierowaniu sprawami państwa (określeń nie przytaczam, wszyscy wiemy, o jakie chodzi), to przecież nie troska o los szefa rządu i ochronę VIP-ów chodziło. Nie będę cytowała tych wpisów, które określiłabym zacieraniem rąk, że znowu coś poszło nie tak, że może tym razem się wywrócą. Przywołam tu punkt pierwszy tekstu Eryka Mistewicza http://www.rp.pl/Rzecz-o-polityce/301109873-Mistewicz-Piec-krokow-do-naprawy-Polski.html/#ap-1 publikowanego w „Rzeczpospolitej”. Wciąż opozycja nie pogodziła się z przegraną, a bez tego nie ma mowy o wyciszeniu emocji. Oczywiście są jeszcze punkty 2–5, których spełnienie zależy od partii rządzącej.
      Pisząc ten tekst, nie odnosiłam się tylko do tej ostatniej sytuacji, ale chciałam sprawę ująć znacznie szerzej, nie ograniczając się nawet do wojny polsko-polskiej. Mam na myśli wulgarne wpisy po zwycięstwie Donalda Trumpa i to w wykonaniu utytułowanego profesora etyki. Albo związane z ochroną życia, których autorkami są panie „polityczki” (same tak się nazywają) czy celebrytki. Bez najmniejszego wstydu, bez żenady. Obserwuję hejt wobec obrońców życia, wobec księży, i to nie tylko ogólnie (każdy to potencjalny pedofil), ale imiennie (adresatem takich wulgarnych, niestosownych wpisów jest np. ks. Janusz Chyła @Janusz1967). Hejterskie wpisy kierowane są np. do Sławomira Cenckiewicza, które on opatruje czasem, cytując, pobłażliwym komentarzem. Język stał się brutalny, padają wulgaryzmy, niewybredne epitety. Mam je w pamięci, nie będę cytowała. Wyjdźmy poza wojnę plemienną i zobaczmy, że to nie tylko to. Brak jakichkolwiek hamulców w każdej sprawie.

      • Maria WANKE-JERIE pisze:

        Hejt, w oryginalnej pisowni hate, znaczy po prostu nienawiść. To, co obserwujemy i co nazywamy hejtem, to tylko uzewnętrznienie tych uczuć. Czy powściągniecie języka, rezygnacja z inwektyw i wulgaryzmów to zmieni? Obawiam się, że nie. Problemem nie jest język, ale tytułowy hate (w spolszczonej pisowni hejt), czyli nienawiść. Ludzie się nienawidzą bo toczona jest wojna plemienna. W internecie jest to wojna na inwektywy, ale przecież równie bolesne są wpisy pozbawione inwektyw, ale przesycone ironią, albo nawet szyderstwem. Przedstawiciele każdego z dwóch zwaśnionych plemion mają zgoła odmienne poczucie humoru. Pisał o tym ostatnio na portalu Wszystko co Najważniejsze prof. Andrzej Nowak w znakomitym tekście „Polska nie jest czyjąś własnością, a naszym wspólnym dziedzictwem” https://wszystkoconajwazniejsze.pl/pl/prof-andrzej-nowak-polska-to-wspolne-dziedzictwo/
        Tak pisze o podwspółnotach: „Każda z nich ma własną gazetę, telewizję oraz portale internetowe. Ze swoimi pobratymcami rozumiemy się w pół słowa, a kto nie z nami, ten przeciwko nam. Wiemy doskonale, co dla Polski jest najlepsze, będąc głuchymi na opinie innych”. Ubolewa nad tym i obawia się przejścia od złych słów do złych czynów. Wszyscy chyba podzielają te obawy. Dlatego przytoczę raz jeszcze słowa Modlitwy o wschodzie słońca „Ale chroń mnie, Panie, od pogardy. Przed nienawiścią strzeż mnie, Boże”. Ale co zrobić, aby przerwać spiralę nienawiści? Doprawdy, nie wiem.

        • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

          Wyraźnie piszę, że to nie są tylko dwie strony. Gdy ktoś wyzywa księży od pedofilów, jest zwolennikiem PiS, czy PO? A jak ktoś wulgarnie komentuje wybór Donalda Trumpa? Albo w wysoce niestosowny pisze o sprawach ochrony życia, płodności i seksualności? To wszystko nie ma barw partyjnych, a skala hejtu nie mniejsza.

  6. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Zacznę od głupiego pytania.Kto zaczął tę spirale nienawiści/hejtu i nadal z niej korzysta? Pytanie głupie bo rodem z piaskownicy.Dlaczego hejt działa i kto jak dotąt zyskał, kto dziś zyskuje? Na kogo działa hejt i dlaczego go powiela? Gdzie się podziała kultura i elity?Dlaczego ludzie akceptują i naśladują te zachowania?Dlaczego hejt jest efektywnym narzędziem polityki oraz od kiedy i jak u nas to się zaczęło?

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Może mniej istotne, kiedy się zaczęło, a raczej dlaczego się utrzymało i rozwinęło? Otóż dlatego, bo o się opłacało obu stronom politycznego sporu. Słynne słowa Marka Migalskiego: „Gdzie dwóch się bije, tam jeden i drugi korzysta” okazały się trafne. Skłócone partie powiększały swoje poparcie, kosztem pozostałych. Czy przykłady hejtu w sprawach pozapolitycznych dowodzą, że sprawa jest szersza? Moim zdaniem, nie. Po prostu sposób prowadzenia publicznej debaty przeniósł się na inne dziedziny.

  7. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Przepraszam za literówke.Szkoda że nie można poprawić .Ma to jednak zalety :).

  8. pomme@onet.eu' Ewa pisze:

    Może problem w tym, że ludzie kulturalni (lub wrażliwi) wycofują się z dyskusji w której zaczynają padać inwektywy ad personam. Kiedy kończą się argumenty, a zaczyna się zwykłe chamstwo i przede wszystkim, brak szacunku do kogokolwiek i czegokolwiek. A wycofanie się z takiej pyskówki nie jest już zawstydzające dla pozbawionego argumentów hejtera z bogatym słownikiem łaciny podwórkowej. Jest okazaniem słabości. W jego logice słabość, czy coś co jest jako słabość (czytaj kultura i szacunek dla innych), jest hańbiąca.
    To się zaczęło dawno. Kiedy gwizdy na cmentarzach, buczenie na bohaterów powstań spotykało się z cichym przyzwoleniem osób, którym były na rękę bo dotyczyły przeciwników politycznych.
    Odczłowieczanie „wroga” to prymitywny, wielokrotnie opisywany, ale wciąż bardzo skuteczny mechanizm manipulacji

  9. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Hejt odzwierciedla napięcia jakie panują wśród podzielonej na wiele sposobów społeczności. Jest wyrazem ich frustracji, ale zarazem agresji, zapalczywości i wszystkich najgorszych cech ludzkiego charakteru. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem na hejt i hejterów jest ignorowanie hejterskich wpisów, tak jak radzi Pan Eryk Mistewicz:
    „Hejt niech pozostanie niezauważony, nieskomentowany, nienobilitowany do rangi przekazu, z którym się polemizuje. A jeśli ktoś z własnej inicjatywy lub za czyjąś sugestią, niestosowny wpis skasuje, to tylko należy się cieszyć. Może już drugi raz tego nie zrobi.”.

  10. bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

    Po pierwsze – twierdzenie że PO nie pogodziła się z przegraną byłoby tyleż uprawnione do wcześniejszych dwóch kadencji PO kiedy to PIS nie pogodził się z przegraną. Wiele zachowań obu partii, im więcej czasu mija, tym bardziej wydają mi się lustrzane. Przy czym tam, gdzie PO kluczyło i gmatwało PiS stosuje metodę walca drogowego.
    Po wtóre – stawiam tezę, że nikomu nie zależy na elitach, na ich odrodzeniu i wspieraniu.

  11. mariarozycka@wp.pl' Maria pisze:

    Przed chwilą przeczytałam na TT słowa zacytowane (i przetłumaczone z włoskiego) przez @LewandowskiW : „Powiedzieć i napisać w internecie tylko to, co mam odwagę powiedzieć osobiście”! Doskonała recepta na plagę hejtu. Gdyby to było stosowane w wirtualnej przestrzeni, nie musiałby powstawać ten (znakomity zresztą) tekst…
    Mechanizm hejtu jest taki sam, jak opisywanej niedawno tu na blogu spirali nienawiści… Ale zauważam też inne zjawisko: internetowy, z pozoru anonimowy hejt przyczynia się do znieczulicy… Bo jeżeli można żartować z czyjejś krzywdy, wypadku, a nawet śmierci (patrz: katastrofa smoleńska…), to gdzie naturalna, ludzka wrażliwość, współczucie… Cały czas mam przed oczyma obrazek z chwili potem gdy otrzymałam telefoniczną wiadomość o tragicznej śmierci 96 osób. Jechałam wtedy pociągiem (do Wrocławia zresztą!). Na korytarzu stał młody chłopak, na oko w wieku studenckim. I rozentuzjazmowanym tonem rozmawiał z kimś przez telefon mówiąc, że „na szczęście większość tych, co zginęli to PIS”… Do dziś żałuję, że nie zareagowałam na to. Sama byłam w szoku i może odwagi mi zabrakło… A co ma przynależność do jakiejś opcji politycznej w obliczu śmierci! Zginęli przecież czyiś mężowie, żony, rodzice, dzieci…, a nie partie polityczne… Zaślepienie nienawiścią? Znieczulica?
    To samo obserwujemy teraz, w internecie, w ostatnim tygodniu…
    Dlatego przytoczone przeze mnie na początku zdanie: pisz w internecie tylko to, co miałbyś odwagę powiedzieć komuś osobiście, jest tak trafne i obrazuje samo sedno tego problemu!

  12. hombre48_pl@yahoo.com' Józef Cież pisze:

    absolutnie zgadzam się z przedstawioną przez autorkę oceną dość (niestety) powszechnego zjawiska, jakim stał się hejt. Niestety, tę powszechność zdziczałego języka zafundowaliśmy sobie poniekąd sami, np „lajkując” tego rodzaju wypowiedzi na wszelkiego rodzaju forach społecznościowych, a często emocjonując się współzawodnictwem w kategorii „kto komu mocniej przyłoży”. Przykłady zdziczenia języka, a także „tylko” zwykłego niechlujstwa językowego spotykamy także w mediach. Nie wiem, jak temu można byłoby zaradzić, ale obawiam się, ze samo ignorowanie (jak sugeruje autorka) tego rodzaju „odzywek” chyba nie wystarczy.

  13. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    „Fabryka małp, fabryka psów,
    Rezerwat dzikich stworzeń
    Zajadłych tak, że nawet Bóg
    I Bóg im nie pomoże”
    Słowa tej napisanej w 1983 roku piosenki Lady Punk niezwykle celnie odzwierciedlają naszą polityczno-internetową rzeczywistość. Hejt nie jest zjawiskiem całkiem nowym. Powstał gdy ludzie zorientowali się, ze mogą, teoretycznie anonimowo i bez konsekwencji, odreagowywać swoje złości i frustracje w Internecie. Cztery lata temu zrezygnowałem z czytania i zamieszczania komentarzy na jednym z portali informacyjnych. Poziom chamstwa, brutalności i podłości jaki miało wiele zamieszczanych tam wpisów przewyższał ten jaki mają te obecnie komentowane w związku z wypadkiem pani premier. Wszystkie możliwe tematy, nawet te związane ze sportem czy pogodą były wykorzystywane jako pretekst do swoistych hejterskich ustawek. Kiedyś do dyskusji o tzw. aborcji włączyła się siedemnastoletnia dziewczyna z uwagą, że przecież płód też odczuwa ból. Posypały się na nią wulgarne szyderstwa i zdania typu: „Nie wtrącaj się jak nic nie wiesz gówniaro” , „ Wielka szkoda, że ciebie matka nie wyskrobała”. Można sobie wyobrazić jak mogła poczuć się wrażliwa młoda osoba po zderzeniu z taką iście szatańską nienawiścią. To tylko jeden przykład. Uznałem, że ewentualna styczność mojej 10-cioletniej wtedy córki z tego typu treściami, może być gorsza niż kontakt z pornografią, bo może całkowicie wypaczyć jej postrzeganie świata. Nie chcę by moje dzieci uważały, że cały świat to „fabryka małp” gdzie panują drapieżność, cwaniactwo, zakłamanie i nie poskramiane przez nikogo żądze, a dobroć i uczciwość = frajerstwo.
    Na twitterze mamy możliwość kontrolować trochę ilość napływającego hejtu przez dobór osób, które obserwujemy. Hejtu jednak przybywa. I jest zmiana na gorsze, staje się standardem bo bez żadnego zażenowania jest publikowany pod własnym nazwiskiem przez celebrytów, polityków i dziennikarzy.
    Hejt i polityka
    Normalnie każdą prawdę, każdą rację można przedstawić bez obelg , jadu i pomówień. Inwektywy i insynuacje są objawem bezradności, tych którym brakuje argumentów Tonący hejtu się chwyta. Polityka jednak w coraz mniejszym stopniu polega na przekonywaniu do swoich racji, a w coraz większym na rozgrywaniu emocji. Najłatwiej sterować ludźmi wzbudzając w nich różne negatywne emocje. Myślę jednak, że ta taktyka sprawdza się przede wszystkim do mobilizowania tzw. „żelaznych” partyjnych elektoratów. Ludzie nie przekonani potrzebują przekonujących argumentów i samo nakręcanie emocji może ich tylko zraźić.
    Prawda, nawet najbardziej szokująca nie jest hejtem. Hejtem jest nienawiść dla prawdy, cenzura, tuszowanie faktów np.. w imię tzw. „politycznej poprawności”. Z drugiej strony prawda może być wpleciona w hejt – np. gdy jakiś na podstawie jakiegoś faktu tworzone są nie uprawnione uogólnienia.
    Powszechność hejtu sprawia, że słowa zmieniają swój sens i wydźwięk. Wszystkie możliwe wyzwiska i porównania już były, spowszedniały. Trudno znaleźć „oryginalną” obelgę, którą można obrazić zahartowanego wobec hejtu człowieka. Jest jednak słowo, którego użycie uważam za wyjątkowo ohydne i niebezpieczne: „ścierwo”. Określenie to wzięte jest z języka najbardziej prymitywnych UB-eckich oprawców. Słowo to sprowadza osobę – KOGOŚ do rangi CZEGOŚ – czegoś co można „ z czystym sumieniem” zniszczyć, zabić, zmasakrować. Wstrząsa mną bardzo, gdy widzę, że tym słowem posługują się ludzie, którzy w innym miejscu lajkują hasło „ Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”.
    Hejt jest grzechem. Nawet, gdy jest odpowiedzią na hejt. Grzechem przeciw piątemu i zwykle ósmemu przykazaniu. Trzeba to uzasadniać? Myślę, że nie.
    Ciągłe obcowanie z hejtem – obrona przed nim jak i jego tworzenie – musi wywoływać zmiany w psychice i osobowości człowieka. Mam na myśli nie tylko hejt polityczny, ale i prywatny np. wśród młodzieży w szkole. Prowadzi to często do tragedii. Mam nadzieję, że większość młodego pokolenia ma na tyle rozsądku, że nie da się wciągnąć do „fabryki map” ale też nie pozwoli się zniszczyć.
    Jak postępować wobec hejtu? Nie zgadzam się z opinią,że jedyną właściwą metodą jest jego ignorowanie. Oczywiście nie ma sensu wdawanie się w dyskusje z cynicznymi, „zawodowymi” hejterami. Często jednak ludzie popełniają hejt pod wpływem emocji, impulsu. Spokojne podjęcie tematu może sprawić, że adwersarz zamiast miotać obelgi przynajmniej poda jakieś argumenty, a może czasem przemyśli swoje zdanie. Uważam również, że można, a nawet trzeba powiedzieć jaka jest prawda, gdy ktoś ewidentnie kłamie. Można, a nawet trzeba wziąć w obronę takie osoby jak opisana na początku siedemnastolatka.
    Cóż jeszcze można poradzić wobec hejtu. Może taki apel:
    Jeśli uważasz, że jesteś lepszy od swojego przeciwnika to BĄDŹ od niego lepszy, nie zniżaj się do jego poziomu!

    • Trafna konkluzja Rafała Kubary: „Hejt jest grzechem. Nawet, gdy jest odpowiedzią na hejt. Grzechem przeciw piątemu i zwykle ósmemu przykazaniu. Trzeba to uzasadniać? Myślę, że nie.” Dla chrześcijanina powinno być to jasne. Dla kogoś uważającego się za niewierzącego – też, ze względu na prawo naturalne.

  14. jerzpolski@wp.pl' Jurek pisze:

    Czytałem, że pragmatyzm zakłada, że ważniejsze jest pytanie „jak” niż „dlaczego”. Myślę pozytywnie o innych i nie mogę zrozumieć, dlaczego u niektórych ludzi tyle agresji. To nie występuje w naturze u zwierząt. Sądzę, że pytanie „dlaczego” jest równie ważne, gdyż prowadzi do zrozumienia zjawiska. Uważam, że zadawanie pytań jest ważniejsze od odpowiedzi.

  15. mwj53 pisze:

    Agresja występuje wówczas, gdy brak argumentów. W rozmowie face to face inwektywy może zastąpić podniesiony głos, szyderczy śmiech. W internecie te środki wyrazu nie mają zastosowania, dlatego agresja przejawia się w słowach. Agresywnych, obraźliwych, poniżających. Czasem jeszcze gorsze od obraźliwych słów jest przypisywanie komuś niskich motywacji i podłych intencji. I to może być ubrane w jak najbardziej parlamentarne słowa, ale jeszcze bardziej obraźa. Wręcz upokarza. Dlatego, moim zdaniem, problem nie w języku, ale we wzjemnych relacjach. Nienawiść, pogarda, gdy słowa zostaną powściągnięte, może przejawić się w czynach. Jest zapewne tak, że słowa mogą sprowokować czyny, ale też i tak, że czyny mogą się pojawić ZAMIAST słów. Tego się obawiam. Dlatego uważam, że sedno sprawy w tkwi w braku wzajemnego szacunku, braku szacunku do odmiennych poglądów, ocen, także emocji. Jakże często patrzymy na to samo, tego samego słuchamy, a inaczej to oceniamy. I mamy do tego prawo.

  16. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Wszyscy Państwo zabierający głos w dyskusji przyznali m rację, że następuje eskalacja hejtu i brutalizacja języka. Różniliśmy się natomiast w diagnozach przyczyn, a zwłaszcza w receptach na poprawę. Przeważały opinie pesymistyczne, że szybko tego stanu rzeczy się nie poprawi, bo główne siły polityczne korzystają na ostrości sporu. Przejmująca była historia hejtowanej siedemnastolatki, którą opisał Rafał Kubara, co pokazuje, że agresja jest jednak pozapolityczna. Celny był też jego apel oraz trafne spostrzeżenia mojej siostry, że od formy gorsza jest nienawiść, która ją inspiruje, bo za słowami mogą pójść czyny. Oby nie.

    Dobrze, że tu potrafimy dyskutować kulturalnie z szacunkiem dla interlokutorów.

  17. marcin.szalwa@wp.pl' Martin Grey pisze:

    Hejt a krytyka to dwie różne rzeczy. Hejt jest przesycony pogardą a krytyka wytykaniem błędów. Żart(mem) utrzymany w dobrym tonie może mieć pozytywny odbiór

  18. ewama7@wp.pl' Ewa Mastalska pisze:

    Pomagalam kiedys zawodowo biednej rodzinie na wsi z 8 dzieci spaliła im się część domu. Potem były głupie komentarze w sieci jak można mieć tyle dzieci będąc biednym. Matka rodziny mająca chyba tylko szkole podstawowa przeczytała to za pośrednictwem jednego z synów. Powiedziałam jej ze takie obraźliwe uwagi można zgłosić do sądu.

Skomentuj Martin Grey Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *