Gdzie te zimy z tamtych lat…


Czy ktoś jeszcze pamięta ostrą zimę, skrzypiący pod nogami biały puch i silny mróz? Albo oszronione szyby tramwajów czy autobusów, pokryte fantazyjnymi lodowymi wzorami? We Wrocławiu tak nie było od dawna. Moje biegówki, na których kiedyś szusowałam zimą po nadodrzańskich wałach, nieużywane pokryły się w piwnicy kurzem. Globalne ocieplenie? Na pewno nie ma już takich zim, jak kiedyś bywały.

Te najostrzejsze, powodujące intensywne opady śniegu i ekstremalnie niskie – jak na polskie warunki klimatyczne – temperatury, nazywane są zimami stulecia. W ubiegłym wieku meteorolodzy odnotowali takie anomalie aż sześciokrotnie (1928/1929, 1939/1940, 1962/1963, 1978/1979, 1986/1987), ale tą nazwą najczęściej określa się zimę sprzed czterdziestu lat, może dlatego, że wówczas spadek temperatury aż o kilkadziesiąt stopni nastąpił gwałtownie w ciągu kilkunastu zaledwie godzin. Towarzyszył temu silny, porywisty wiatr, co powodowało zamiecie i zawieje śnieżne, i było to w noc sylwestrową, gdy wszelkie służby drogowe dyżurują w jedynie szczątkowym składzie. To było wyzwanie nie tylko dla państwa, ale przede wszystkim dla społeczeństwa. Czy zdaliśmy wówczas egzamin?

1978/1979

Dobrze pamiętam zimę sprzed czterdziestu lat. W domu dwoje małych dzieci – 3,5-letnie i czteromiesięczne. Nie planowaliśmy więc żadnej zabawy sylwestrowej, ani spotkania towarzyskiego. W dzień temperatura na dworze dodatnia, przekraczająca nawet 10 stopni, i padający intensywnie deszcz. Nikt nie spodziewał się, co się stanie w ciągu jednej nocy. Nie pamiętam dokładnie, o ile spadł słupek rtęci na termometrze, ale chyba rano było już poniżej minus dziesięciu. Wiał silny, porywisty wiatr, co powodowało, że odczuwalna temperatura była jeszcze niższa, i sypał śnieg. Zrobiło się wokół biało, ale… – Gwałtowne śnieżyce, zamiecie i ostry mróz. Ostra zima zaatakowała od Suwałk, przesuwając się w głąb kraju. Porywisty wiatr zasypał drogi i szlaki kolejowe. Komunikacja została całkowicie sparaliżowana. Mróz i śnieg unieruchomiły większość pojazdów. W tysiącach domów zimne kaloryfery i brak ciepłej wody – tak atak zimy relacjonowała Polska Kronika Filmowa w 1979 roku.

W tysiącach domów, i także w moim, wystygły kaloryfery, wprowadzono tzw. 20. stopień zasilania, co oznaczało wyłączenia prądu w godzinach największego zapotrzebowania.

Czym to jest dla rodziny z dwójką małych dzieci (w tym jedno niemowlę), gdy zimne kaloryfery, w kranie lodowata woda, brak prądu, a więc i brak możliwości dogrzania się piecykiem elektrycznym? Także brak telefonu, bo ja doczekałam się go dopiero w połowie 1982 roku, a więc też nie było możliwości uzyskania informacji, jak długo trzeba będzie czekać na poprawę sytuacji. Zasypane drogi, niekursujące tramwaje i autobusy… Tak powitaliśmy Nowy 1979 Rok.

Na szczęście nie wyłączono dopływu gazu, więc mogliśmy przebywać w dzień w kuchni o powierzchni 6 m kw. przy zapalonych palnikach gazowych, gdzie wstawiłam wózek z dzieckiem i tam bawił się też zabawkami 3,5-latek. Wpadliśmy na pomysł, aby rozgrzać na gazie cegły i gorące umieścić na  odwróconych dnem do góry garnkach,  stawianych na jako piecyki, aby nieco dogrzać wyziębione pozostałe pomieszczenia. W kuchni w wanience kąpaliśmy dzieci. Ot, każda sytuacja zmusza do radzenia sobie z nią w miarę możliwości i pomysłowości.

We Wrocławiu zebrał się sztab kryzysowy, jego obrady były jednak znacznie utrudnione, gdyż znaczna część miasta pozbawiona została dostaw energii elektrycznej. Prawdopodobnie związane to było nie tylko z intensywnymi opadami śniegu, ale i z pojawieniem się wcześniej marznącego deszczu, który doprowadził do zerwania linii wysokiego napięcia. W wielu miejscach pracę przerwały fabryki – nie tylko z uwagi na braki w dostawach prądu, ale i z przyczyny… braków kadrowych. Wiele osób nie było w ogóle w stanie dotrzeć do pracy. Zaczęły pojawiać się problemy z zaopatrzeniem, co było szczególnie dotkliwe w przypadku produktów spożywczych. 2 stycznia 1979 roku „Trybuna Ludu” donosiła, że zaspy w północnej części kraju dochodzą do 3,5 m.

W wielu miastach nie funkcjonowała komunikacja miejska, odwołano również około 800 połączeń kolejowych. Z powodu zamarzniętych zwrotnic i popękanych szyn kolej nie dowoziła surowców energetycznych, głównie węgla. A ten, już dostarczony, należało rozmrażać. Świadkowie tych wydarzeń wspominają, że niektóre wsie znajdujące się w obniżeniach terenu zostały zasypane po dachy – było to skutkiem nawet nie tyle obfitych opadów, ale przede wszystkim towarzyszącego im bardzo silnego wiatru.

Nie pamiętam jaka była wówczas najniższa temperatura we Wrocławiu, ale np. 4 stycznia rekord padł w Kmiecinie, gdzie temperatura spadła do –33.6 st. C, przy gruncie było jeszcze zimniej, w Lidzbarku Warmińskim zanotowano nawet –39,4 st. C.

Mieszkańcy zasypanych miejscowości z pomocą wojska odśnieżali ulice i chodniki. Nie kursowały tramwaje i pociągi. Wszędzie widać było tylko białe zaspy śnieżne. Trudności z zaopatrzeniem utrzymywały się przez dwa miesiące, do marca 1979 roku, kiedy nastały dodatnie temperatury. PRL-owskie władze skierowały na drogi wojsko, które dysponowało ciężkim sprzętem, jak czołgi i transportery. Dopiero one mogły odgarnąć gigantyczne zaspy śniegu i lodu. W niektórych miastach autobusy jeździły w tunelach wykopanych w śniegu, a piesi przemieszczali się na nartach biegowych.

W czynie społecznym setki tysięcy ludzi usuwało śnieg z ulic, dróg i szlaków kolejowych. Mróz i zamarznięty grunt były prawdopodobnie pośrednimi przyczynami wybuchu gazu w Rotundzie PKO w Warszawie w dniu 15 lutego 1979 roku. W tym tragicznym wypadku zginęło 49 osób. Ówczesny minister oświaty i wychowania Jerzy Kuberski zdecydował 2 stycznia o wstrzymaniu powrotu z zimowisk dzieci i młodzieży, a także o czasowym zamknięciu szkół.

Klimat tamtych dni oddaje materiał Polskiej Kroniki Filmowej [LINK]

Państwo z pewnością nie zdało egzaminu tej zimy, co trafnie oddawało popularne wówczas powiedzenie: „Nam nie trzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery”. Natomiast polskie społeczeństwo stanęło na wysokości zadania, okazując sobie wzajemną pomoc. Ludzie odpowiedzieli na kataklizm zwyczajną solidarnością, zastępując niewydolne struktury państwowe.

1962/1963

Za mojego życia były jeszcze dwie zimy określane mianem „zimy stulecia”. Dużo mniej dolegliwa niż ta sprzed czterdziestu lat była w moim odczuciu zima 1962/1963. Może dlatego, że byłam dzieckiem i trudności dnia codziennego spadały na dorosłych domowników – rodziców, dziadków i naszą gosposię. Ale po pierwsze, mieliśmy w domu telefon. Po drugie, etażowe centralne ogrzewanie z piecem w przedpokoju sprawiało, że wystarczyło tylko częściej i więcej koksu ładować, by kaloryfery były ciepłe, a junkersy na gaz w kuchni i łazience zapewniały ciepłą wodę w kranach. No i po trzecie, odwołane lekcje nie były dolegliwe, można było zamiast w szkolnej ławce czas spędzać na sankach.

A ciężka zima utrzymywała się wówczas przez dwa miesiące, do końca lutego. Zamknięto większość szkół, kin, teatrów i muzeów. Wstrzymywano lub ograniczano produkcję w fabrykach, nie tylko z powodu braku energii elektrycznej, paliw i ciepła, ale też braku pracowników, którzy nie mogli dojechać do pracy. Panował silny mróz, opady śniegu były bardzo znaczne, a codziennie na wiele godzin wyłączano prąd. Zaopatrzenie sklepów, które także przy sprzyjającej pogodzie było w tamtych czasach marne, jeszcze bardziej zostało ograniczone, tak że brakowało podstawowych artykułów. Składy opału oblegane były przez tłumy ludzi chcących kupić cokolwiek nadającego się do ogrzewania mieszkań, nawet trudny do wykorzystania w domowym gospodarstwie miał węglowy.

Fale śnieżyc, które wystąpiły na początku stycznia i na początku lutego, niemal zupełnie sparaliżowały transport drogowy i kolejowy, zwłaszcza w południowej części kraju. W końcu lutego wystąpiły silne mrozy: 28 lutego odnotowano w Krakowie −28 st. C, w Nowym Targu −35 st. C, a w Rzeszowie −35,8 st. C.

1986/1987

To już nie była tak ostra zima jak poprzednio opisane, dlatego też nie utkwiła mi w pamięci. Została odnotowana przez meteorologów jako zima stulecia za sprawą niższej niż przeciętna średniej temperatury w styczniu, kiedy to w wielu miejscach Polski wynosiła poniżej −10 st. C.

* * *

Jak poradziłyby sobie służby drogowe i komunalne, państwowe i samorządowe, gdyby teraz naraz zdarzyło się to, co w sylwestrową noc czterdzieści lat temu? Czy ludzie okazaliby się tak solidarni jak wtedy? Dobrze, że nie musimy tego sprawdzać w praktyce, ale – jak się okazuje – w cieplejszym klimacie są inne kataklizmy niż nagły atak ostrej zimy. Co rusz zdarzają się powodzie, nawałnice zrywające dachy… Jak państwo, samorządy i społeczeństwo potrafi zmierzyć się z tymi żywiołami? Odpowiedzcie sobie drodzy Czytelnicy sami.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

16 komentarzy

  1. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Świętowanie Nowego Roku nie zachęcało do komentowania tego tekstu w tym miejscu, ale sporo uwag pojawiło się pod jego zapowiedzią na Twitterze i Facebooku. Przytaczam je, zachęcając do obszerniejszych wpisów tu, pod tekstem.

    Greg Zabrisky @GregZabrisky
    Wspominam zimę stulecia z rozrzewnieniem, pomimo mrozu i obfitych opadów śniegu pociąg z Gdyni do Kościerzyny (i dalej przesiadka) ruszył, więc dotarliśmy z dużą bandą do letniskowego domku nad jeziorem, gdzie po kilkugodzinnej walce z rozpaleniem kominka, spędziłem Sylwestra.

    Ciamorro 900 @Ciamor1
    Tej zimy 1978 jakoś szczególnie nie pamiętam. Generalnie z dzieciństwa: zima = masa śniegu plus siarczysty mróz, duży Fiat nie chciał Tacie odpalić, a na boisku szkolnym lodowisko…

    Gdy padał gęsty śnieg lubiłem jako dziecko patrzeć przez okno, grzejąc się przy kaloryferze. Pamiętam jakąś zimę gdy się rozchorowałem, czekałem w oknie na Mamę. Gdy wróciła podarowała mi „Relax”, komiks dla dzieci, który udało Jej się kupić w kiosku. Pełnia szczęścia!

    Vector @_invector
    Tej zimy z lat sześćdziesiątych za bardzo nie pamiętam, ale ta w latach siedemdziesiątych solidnie dała mi się we znaki, więc nie zapomnę o niej nigdy.

    Piotr Baron @PiotrBaronJazz
    Ja! Ja pamiętam! Znalazłem wtedy w zaspie półżywą jamniczkę szorstkowłosą. Potem już byliśmy razem…

    Ludowig @zamenchoff
    Dzięki tej zimie ferie trwały 2 razy dłużej.

    Leszek Cygielski @cygielski
    Przeżyłem, wyłączeń prądu nie było, grzali, tylko Sylwester na prywatce. Lublin.

    Zbyszek Adamczyk @ZbyszekKrak
    Przy takich opadach jak 78/79 dzisiaj paraliż komunikacyjny byłby także na 100%.

    Marek Dzierżak @dzierzakm
    Szedłem do kolegi i padał deszcz, gdy wychodziłem chodniki były skute lodem, potem mój pierwszy prywatkowy sylwester, do bloku wchodziliśmy przez okienko piwniczne bo drzwi zawiało śniegiem.

    Anna Makuch @annakmakuch
    W rodzinie opowiadano o przejściach przez śniegowe labirynty (obrzeża Warszawy).

    Rafał Kubara @2003Rafal
    Dawniej to były zimy: mróz, po pas śniegu, 30 stopni…

    Jolanta Kryńska
    Ale po co nam zimy z tamtych lat???

    Ewa Bożena Kuczyńska
    Ja pamiętam szczególnie1981.

    Marta Olejnik
    Podobno nadchodzi.

    Kalina Kwiatkowska
    Pamiętam 1978, byłam zmuszona po raz pierwszy wsiąść w samolot by dojechać do Szczecina na zajęcia, a strasznie bałam się lotu.

    Janina Kowalkowska
    Pamiętam, byłam w ciąży z najstarszym synem i pracowałam (wtedy ciąża nie była chorobą). Trudno było dojechać do pracy….to był przełom 1978/1979, a potem jeszcze 1981.. to były zimy!

    Grzesiek Kryszczuk
    Polecam świetny tekst z dziedziny meteorologii https://meteomodel.pl/…/historycznie-5-zima-stulecia…/

    Jolanta Szabla
    W tę noc odwiedziłam Centaura

  2. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    I kolejny dziś wpis na Twitterze:

    J.S. Biernat @JSBiernat
    31.12.1978. Pamiętam. Zabawa sylwestrowa w Klubie Prawnika na Ofiar Oświęcimskich (jest jeszcze taka ulica?), a potem, ok. 4-tej, powrót na ul. Stysia; tam koło Zielińskiego. (Tej Stysia chyba już nie ma) na nogach; częściowo z Nią na plecach. Łóżko ogrzał pies.

  3. gramatis@tlen.pl' Ufka pisze:

    Będę pamiętać zawsze. Jedno dziecko w Sromowcach, nie wróciło do (pustego) domu. Bo ja w Lublinie, dojechałam cudem do teściów – wyjazd z Warszawy o 15, przyjechalam o 24. Dzięki temu druga córka żyje. Dwóch lekarzy stwierdziło anginę, ja doczekałam do rana i uznałam, że to zapalenie opon mózgowych. To ja miałam rację. Kazano mi przywieźć dziecko, bo karetki utknęły w zaspach. Ubłagałam taksowkarza z Wołgą, jakoś udało mu się te kilkabulic w centrum Lublina przejechać. W szpitalu pielęgniarki zabijały okna kocami, nie tylko ja zostałam na Sylwestra i Nowy Rok. Wiele matek nie miało jak wrócić na wsie i zostały w szpitalu. Tak, poruszałam się tunelami śnieżnymi, ale u teściów było ciepło, bo budynek miał lokalną kotłownię

  4. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Z komentarzy na Twitterze dorzucę jeszcze wpis Wacława Kuźniara: Najbardziej pamiętam zimę 1963 r., gdy na szkolnym termometrze widziałem temp. -36 st. oraz zimę 1966, gdy główna droga do Łańcuta była zasypana na wys. 4 m. aż do maja.

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Prawdziwym efektem zimy 78/79 jest moje małżeństwo….Przyjechałem do Krakowa na imprezę Sylwestrową no i zostałem w Krakowie do dzisiaj!? – napisał na Twitterze Zbyszek Adamczyk @ZbyszekKrak.
    Widać, że #ZimaStulecia 1978/1979 miała wpływ na całe jego życie. Mam nadzieję, że pozytywny wpływ.

  6. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Pamiętam zarówno zimę z przełomu 1962/1963, jak tę, zwaną zimą stulecia, z lat 1978/1979. Ta pierwsza kojarzy mi się przede wszystkim z długą przerwą nauki w szkole i śniegiem, którego wysokie pryzmy długo zalegały na wrocławskich ulicach. Ja i moja siostra miałyśmy wtedy po 10 lat i taka zima była wspaniałymi zimowymi feriami z codzienną jazdą na sankach. Całkiem inaczej odbierałam zimę po 16 latach. Miałam wtedy dwoje dzieci w wieku pięć lat i dwóch miesięcy. Mimo ostrzeżeń, zaskoczeniem był spadek temperatury o prawie 20 stopni w ciągu zaledwie kilku godzin. W moim mieszkaniu na jedenastym piętrze brak prądu oznaczał całkowity brak wody i nieczynne windy. Nietrudno sobie wyobrazić czym to było, gdy w domu dwumiesięczne niemowlę. Trzymałam je w łóżeczku ubrane jak na spacer, a do przewijania zabierałam do kuchni, którą nagrzewałam, włączając piekarnik i wszystkie palniki gazowe. Na całe szczęście był gaz. Wodę uzyskiwało się ze śniegu, którego wszędzie było wręcz w nadmiarze. Pamiętam, że bardzo niskie temperatury utrzymywały się przez jakiś czas. Synek sąsiadów, rówieśnik mojego starszego dziecka, odmroził sobie policzki, bo zapobiegliwa mama posmarowała mu buzię grubą warstwą kremu „Nivea”, nie biorąc pod uwagę tego, że zawiera on sporo wody, która na dworze po prostu zamarzła. Pamiętam też, że tej zimy mój pięciolatek nauczył się działań (dodawania i odejmowania) na liczbach całkowitych. Wpatrywał się nieustannie w termometr i liczył o ile temperatura spadła w nocy, gdy wieczorem wynosiła pięć stopni, a nad ranem minus osiemnaście. Fascynowały go te skoki temperatury i początkowo liczył kreski na termometrze, a potem szło mu już bardzo łatwo w pamięci. Właściwie wcześniej nie umiał dodawać i odejmować liczb naturalnych i od razu nauczył się także i na ujemnych. Za kilka lat w szkole było jak znalazł. Tak to wyjątkowe okoliczności przyniosły też nieoczekiwaną korzyść.

  7. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Opisała Pani naprawdę ekstemalną zimę 1978/79. Miejmy nadzieję, że nigdy nie dojdzie do tak totalnego paraliżu całego kraju. Zapewne jeszcze tragiczniejsze w skutkach były zimy w trakcie okupacji zwłaszcza ta 1939/40 czy w trakcie Wielkiego Kryzysu 1928/29. Obecnie prawie zapominamy na czym polega klasyczna polska zima. Ostatnia taka była chyba w 2005 roku kiedy śnieg, który spadł 29 grudnia utrzymał sie do połowy marca a przez około miesiąc utrzymywały sie kilkunastostopniowe mrozy nawet w dzień. W ostatnich zimach mamy przeważnie długie okresy z dodatnimi temperaturami przerywane kilkoma śnieżnymi epizodami. „Normą” za to stają sie anomalie takie jak kilkunastodniowe pokrywy śnieżne w drugiej połowie kwietnia czy snieg pokrywający kwitnące drzewa i rzepaki w maju. Mimo to głuptą było by przekonanie, że już zawsze będziemy mieli takie „angielskie” zimy i nie musimy sie obawiać żadnych poważnych problemów i zagrożeń w tej porze roku. Często bywa tak, że gdy w Europie są wyjątkowo ciepłe okresy w czasie zimy to po drugiej stronie Atlantyku panują śnieżyce i silne mrozy. Czasem jednak zdarza sie na odwrót i tylko ostatnio skala tych zjawisk była trochę mniejsza. Po za tym zagrożenia zimowe nie muszą wynikać z wielkich śniegów i mrozów. W 2010 roku drzewa pokryła troche grubsza warstwa mokrego śniegu, potem spadło nieco deszczu i wkrótce wszystko ściął mróz. Spowodowało to masowe śniegołomy. Walące się drzewa zrywały trakcję elektryczną. W okolicach Częstochowy i Zawiercia w wielu wsiach nie było prądu i bieżącej wody nawet dwa tygodnie. Szczególnie ciężka była sytuacja w gospodarstwach utrzymujących duże stada inwentarza, które nie miały swoich agregatów prądotwórczych.
    Zmienne warunki: opady a to śniegu, a to marznącego deszczu, miejscowe oblodzenia zwykle powoduja więcej wypadków niż jednostajna mroźna zima.
    Zima, nawet krótkotrwałe mrozy zawsze stanowią zagrożenie dla ludzi bezdomnych czy mieszkających samotnie w ludzi starszych i niestety co roku słyszymy o o wielu wynikłych z tego tragediach. a sąsiedzi, którym jest ciepło bagatelizują kilkustopniowe mrozy.
    Trzymajmy sie ciepło, zwracajmy uwagę na sąsiadów, sprawdzajmy prognozy, zachowujmy ostrożność… i wyglądajmy wiosny…

    • rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

      Kiedyś pojechaliśmy z dwuletnią córką do Częstochowy – ok. 55km – był listopad, ciepło, mżawka. 3 godziny później rozpętała się śnieżyca. Kiedy wracaliśmy było ślisko, korki i co najgorsze na całej trasie za Częstchową brakowało prądu i nie można było zatankować Wróciliśmy późnym wieczorem na oparach. Nie możemy lekceważyć zimy nawet gdy nie widać jej za oknem.

  8. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Z tej zimy 1962/1963 zapamiętałem tylko, że szkoła była na kilka czy też kilkanaście dni zamknięta, z czego wówczas bardzo się cieszyłem, zwłaszcza że wolny czas można było przeznaczyć na zimowe zabawy na sankach i na łyżwach. Ta na przełomie 1978/1979 bardziej dała mi się we znaki, bo przerwy w dostawie prądu i oblodzone ulice, bardzo utrudniały prowadzenie działalności. Auta też nie chciały odpalić, bo okazało się, że w baku z benzyną uzbierało się pół litra wody, a w dieslu olej napędowy zwyczajnie zamarzał. Dla mnie bardzo pechowa była też zima 2005/2006, bo wtedy z powodu trzydziestostopniowego mrozu, popękały próżniowe panelowe szyby w oknach w całym nowo pobudowanym budynku. Firma uznała reklamację i okna wymienili na nowe, ale nerwów trochę to kosztowało. Teraz mam bardzo ambiwalentne odczucia jeśli o zimy chodzi, bo z jednej strony podoba mi się śnieg i kilkustopniowy mróz, ale z drugiej strony brak potrzeby odśnieżania i niższe koszty utrzymania temperatury w budynkach, sprawiają, że takie zimy są dla mnie łatwiejsze od tych mroźnych.

  9. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Kolejna porcja twitterowych komentarzy do tego tekstu:

    Malgosia @ma_drza
    Pamiętam dobrze, bo w 1979 byłam na zimowisku w W-wie i był szok. Te zaspy były ogromne, tramwaje nie kursowały- tylko chodziło się tunelami na torowiskach. To było niesamowite. Jako dziecku to mi się nawet podobało, ale co przeżyli organizatorzy i wychowawcy. Prawie był kulig. Dziwne, że ta zima spotkała mnie akurat w Warszawie i największe zaspy widziałam tam, a nie w moich górach.
    Tomek Kuczborski @TomekQ
    W tej wcześniejszej zimie wziąłem nawet czynny udział. W apogeum opadów wyjeżdżałem na narty i spędziłem niezapomniane godziny (w sumie ok. sześciu) na peronie drugim dawnego Dworca Głównego w oczekiwaniu na podstawienie pospiesznego do Zakopanego…

    Karluum @Karluum2
    W 2013 natomiast sypało w kwietniu i to nie mało!

    Bogey Warszawski @BogeyPol
    A pamiętam ’79, trochę jak sen. Z mojej dziecięcej perspektywy zaspy odgarniętego śniegu na uliczkach koło naszego bloku, były wyższe ode mnie, jak tu na Gagarina, na Mokotowie.

    Cynik Polski @cynikpolski1
    Ulica przy której mieszkałem to była międzynarodowa trasa E67. Odśnieżać musiały spychacze gąsienicowe.

    Pani Ewa G. @egassowska
    Ja pamiętam. Pociągi nie jeździły, a w Warszawie chodziło się tunelami. Na Sylwestra była taka śnieżyca, że ledwo doszłam do sąsiedniego domu.

    Wiesław Gorlewski @gorlewski10
    Te wszystkie zimy pamiętam. 1962/1963 przeżywałem w okolicach Suwałk.

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za wszystkie komentarze do tego tekstu, zarówno wpisane tutaj, jak i w mediach społecznościowych. Wszystkie one pokazały, jakim doświadczeniem były tamte ostre, mroźne i śnieżne zimy, nazywane zimami stulecia i jak niekiedy istotnie wpłynęły na losy niektórych z nas.

    Nagły atak zimy w ostatnich dniach pokazuje, że i dziś drogowcy nie są wcale przygotowani na gwałtowne opady śniegu i spadek temperatury. Nieodśnieżone drogi w zimowy poranek, korki, zatarasowany przez autobus, który ślizgając się ustawił się w poprzek drogi… to tylko kilka sygnałów z wcale nie takiej mroźnej zimy. Przywykliśmy do dodatnich temperatur w styczniu i lutym. Czy byłoby podobnie jak wtedy? Obyśmy nie musieli tego sprawdzać.

  11. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Zarówno zimę 1962/63 jak i tę 1978/79 spędzałam poza Wrocławiem. Mieszkałam wtedy w Starachowicach. Z tej pierwszej pamietam niewiele, tylko tyle ze było dużo śniegu i jeździłam na sankach. Zreszta zimy w tych okolicach często były mroźne i śnieżne.
    Dużo lepiej pamietam te druga zimę. Byłam wtedy w domu,gdyż kończyłam tam pisać prace magisterską. Tego Sylwestra panował mróz 30 stopniowy. Było potwornie zimno. W naszym bloku funkcjonowała wtedy lokalna kotłowanina, Wieczorem nastąpiła ogromna awaria, ktora polegała na tym ze w ogromnym kotle ,na strychu w naszej klatce zagotowała się woda,wylała i zalała mieszkania kilka pięter w dół Na szczęście nie w naszym pionie. Kocioł strasznie dudnił, wiec prawie wszyscy mieszkance klatki i bloku uciekli na dwór,bo baliśmy się wybuchu. Wybuchu nie było,ale ogrzewanie przestało działać. Po powrocie do domy zastaliśmy jyz chłodne kaloryfery i coraz niższa temperaturę . Po raz pierwszy w życie spałam w czapce,rękawiczkach oraz płaszczu pod kołdrą.Następnego dnia koło południa,w Nowy Rok kaloryfery były ciepłe,ale mróz jeszcze trzymał
    Później ,już we Wrocławiu słyszałam opowieści o zimie stuleci. Pamietam inne mroźne i śnieżne zimy- np w roku 1984 roku w styczniu jechałam z chorym dzieckiem do lekarza w 30 stopniowym mrozie. Kilka lat temu, chyba około 2010 roku napadało w mieście i w kraju dużo śniegu. Z tego co pamietam nie za bardzo radzono sobie wtedy z jego.usuwaniem
    Patrząc,co się działo parę dni temu przy padającym śniegu we Wrocławiu!idac po oblodzonych chodnikach i jezdni mamonawy,czy w dzsiejszych czasach poradzono by sobie z taaką zimą jak ta stulecia. Napisałam o tym w poście na Facebooku- byłby armagedon.

  12. bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

    Wcześniejszych zim stulecia nie pamietam bo mnie na świecie nie było ale pamietam zimę 1986/87 bo wtedy jechałam na ferie do Dziadków razem z Tata. Autobus zakończył swój bieg w Łęczycy a myśmy musieli dalej na Zachód. Uparłam się ze koniecznie chce do Dziadków i mowy nie ma żebym wracała do Warszawy. Wiec poszliśmy na przełaj przez pola. Było niesamowicie pusto, płasko i biało, tylko tata przodem i ja za nim. Postoje robiliśmy w wiatach przystankowych a tata włożył mi gazetę która kupił dla dziadki pod kurtkę, żeby wiatr mnie nie przewiał. Gdy doszliśmy do miasteczka z którego zostały trzy kilometry „z górki” weszliśmy do lokalnej speluny gdzie dostaliśmy najlepsza herbatę na świecie. Rano tata wrócił przez pola do Łęczycy i do Warszawy – gdy dotarł przysłał telegram bo telefonu u dziadków nie było. Ale ta wędrówka jest jednym z najlepszych wspomnień mojego dzieciństwa.

  13. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Po roku znów pojawiły się wspomnienia prawdziwych, mroźnych zim. Zebrałam te komentarze tutaj:

    Vector @invector
    Tej zimy z lat sześćdziesiątych za bardzo nie pamiętam, ale ta w latach siedemdziesiątych solidnie dała mi się we znaki, więc nie zapomnę o niej nigdy.
    Pomimo ówczesnych, typowo zimowych uciążliwości, nie pomyślałem wtedy, że przyjdzie czas, gdy zatęsknię za tym śniegiem i mrozem.

    Piotr Baron @PiotrBaronJazz
    Znalazłem wtedy w zaspie przy ul. Wandy jamniczkę szorstkowłosą. Zostaliśmy już razem.

    Jan Śliwa @JanSliwa
    1978/79 to jednak było przegięcie. Kolega chyba z Przemyśla jechał pierwszym po ca. 2 tygodniach pociągiem do Gliwic. Mówił. że czasem ludzie wysiadali na tych stacjach, na których ich wypchnęło. Śnieg, odśnieżanie torów, zawieja, odśnieżanie torów… Przy coś -15 stopniach.
    I tego jednak nie można zwalić na komunizm i Gierka.
    Pamiętam obie. W 1962/63 robiliśmy „okopy” w zwałach śniegu wysokich jak my. Tzn. to był zebrany, osunięty śnieg, nie napadało aż tyle.

    Tomasz Kuczborski @Tomek_Q
    Pani Mario, w tej wcześniejszej wziąłem nawet czynny udział. W apogeum opadów wyjeżdżałem na narty i spędziłem niezapomniane godziny (w sumie ok. sześciu) na peronie drugim dawnego Dworca Głównego w oczekiwaniu na podstawienie pospiesznego do Zakopanego…
    I mimo mrozu, nie było zimno. Bo sucho i mały wiatr…

    Zbyszek Adamczyk @ZbyszekKrak
    Zima, która osmieniła moje zycie! Pamiętam ją doskonale! Śnieg „zakopał” mnie w #Krakow do tej pory z małą na #Warszawa jestem TU!

    Maciej Szymczak @maciejszymczak
    Za to nam walnęła woda na naszej ulicy w #Lublin.ie. Jeździłem po wodę do Dziadków mego przyjaciela, przecznica 500 m, baniak do gotowania bielizny postawiony na sankach. Przecinka w chodniku akurat na sanki, zaspy po obu stronach wyższe od mojej Ciotki (158 m).
    Drugie takie zaspy pamiętam ze spotkania Havel —Wałęsa na Przełęczy Karkonskiej (marzec 1990). Byłem wtedy fotografem prasowym. Załapałem się na m-ce desantowe w wojskowym UAZ-ie, wiozącym prof. Geremka i Janusza Onyszkiewicza na górę. Wojsko wykopało aleję w śniegu. Biełe ściany.

    CasimirusRex @Kazimierz!!!WLK
    To był piękny czas. W szkole pękły niemal wszystkie kaloryfery, zamknięto ją na 3 miesiące. 2 tygodnie w ogóle do szkoły nie chodziliśmy, po czym przydzielono nas na ponad 2 do innej. Zaczynaliśmy zajęcia o 13:00, kończąc o 18:00-19:00. Do swojej wróciliśmy wiosną.
    Taka przyspieszona edukacja na żywo i jeszcze w podstawówce o niewydolności państwa.

    Mjr AdamDee @AdamDeepl
    Te zaspy też pamiętam. Po osiedlu chodziło się korytarzami. Z racji wieku pamiętam je jako olbrzymie góry 😉
    Romantycznie jak u Sienkiewicza.
    Następne takie atrakcje zorganizował jaruzel.

    Ewa Oczkowska @Ewa1064
    Mnie ta zima przedłużyła 1 tydzień ferie.Bylam w 8 klasie. Wyjechalam na wieś i nie było jak wrócić. A po wsi poruszalismy się saniami. Cudowny czas. Choć moja mama miała stracha co ze mną. Tel niestety też były towarem deficytowych wtedy.

    Bogey Warszawski @BogeyPol
    Ja pamiętam ’79, trochę jak sen. Z mojej dziecięcej perspektywy zaspy odgarniętego śniegu na uliczkach koło naszego bloku, były wyższe ode mnie, jak tu na Gagarina, na Mokotowie.

    Ela Telega @EwaTelega
    To była dobra zima, bo rodzice mnie zmajstrowali.

    Ludowig @Zamenchof
    Dzięki tej zimy ferie trwały 2 razy dłużej

    Jurik @Juriko0
    Zima 1978/79 rozdzieliła mnie od rodziny, żony i miesięcznej córeczki. Przejezdność drogi wróciła dopiero 7 stycznia. Tak ze nowy rok witaliśmy oddzielnie niestety.

    Pani Ewa G. @egassowska
    Ja pamiętam. Pociągi nie jeździły, a w Warszawie chodziło się tunelami. Na Sylwestra była taka śnieżyca, że ledwo doszłam do sąsiedniego domu.

    Karluum @Karluum2
    W 2013 natomiast sypało w kwietniu i to nie mało!

    Anahu Yamito @AnahuYamito
    Pamiętam. Najlepsze z tego było to, że do szkoły się nie chodziło.

    Wiesław Gorlewski #SilniRazem #PolakMinus @Gorlewski10
    Te wszystkie zimy pamiętam. 1962/1963 przeżywałem w okolicach Suwałk.

  14. danuta.nizielska@gmail.com' Janka pisze:

    A ja pamiętam zimę stulecia bo planowany byl nas Sylwester nikt nie dojechał mieliśmy mnóstwo jedzenia ale się nie zmarnował bo były mrozy i lodzilo się naturalnie na balkonie. W latach 63 i 65 to mieliśmy w domu rodzinnym duży piec i było bardzo ciepło. Szkoły były nieczynne mrozy do minus 26
    Ale jeździło się na sankach i łyżwach. Było super.

  15. Danuta.sikora@wp.pl' Danuta Sikora pisze:

    Zimy były srogie i długie . Razem z braćmi budowaliśmy iglo W ogrodzie , zapraszaliśmy tam nawet mojego Tatę wiec musiało być duże ❄️

Skomentuj Małgorzata Wanke-Jakubowska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *