Antyniemieckość

Gazeta Polska 1

W związku z ostatnim szczytem w Brukseli, a potem listem szefa koncernu medialnego Ringier Axel Springer do dziennikarzy, pojawiły się w polskiej polityce i mediach wątki antyniemieckie. Taka tworzy się w Polsce atmosfera. W coraz większym stopniu. Drzemiące w społeczeństwie nastroje łatwo rozbudzić, resentymenty bowiem istnieją i mają swoje przyczyny. Granie kartą niemiecką, pobudzanie antyniemieckich nastrojów kojarzy mi się jednak jak najgorzej i uważam, że jest to ze wszech miar szkodliwe.

W 1962 roku abp Bolesław Kominek na zamkniętym spotkaniu dla działaczy katolickich mówił: „Nie zamierzam się włączyć do histerycznej kampanii anty NRF-owskiej w Polsce. Zresztą kampania ta ma swój specyficzny posmak. Kierownicy partii wiedzą dobrze, że Polacy rzeczywiście nienawidzą tylko Rosjan. U nas jest zwierzęca nienawiść do Związku Radzieckiego […] i dlatego komuniści chcą nienawiść tę skierować w inną stronę, w stronę Niemców. Poza tym kampania ta odgrywa jeszcze jedną rolę – trzymając Polaków w strachu przed Niemcami, związuje się ich ze Związkiem Radzieckim i komunistami”.

Kominek

Nie znałam tych słów wrocławskiego kardynała, inicjatora polsko-niemieckiego pojednania, autora słynnego Listu biskupów polskich do ich niemieckich braci w biskupstwie z pamiętnym zdaniem „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Przywołane zostały one przy okazji obchodów 50-lecia Orędzia. Przytaczam je dlatego, bo odzwierciedlają to, co zapamiętałam z tamtych czasów. Nachalna kampania antyniemiecka była wszędzie obecna, w przestrzeni publicznej, w szkole, w mediach. Zawsze kojarzyła mi się z komunistyczną opresją. Oczywiście, po publikacji Orędzia, które spotkało się z gwałtowną reakcją władz, ciągle żywy lęk społeczeństwa przed Niemcami pamiętającego zbrodnie wojenne (wszak od wojny minęły wtedy niespełna dwie dekady) był wyjątkowo cynicznie wykorzystywany przez władze, które rozpętały antykościelną nagonkę, niedługo potem antyniemieckie nastroje.

Orędzie

Rację miał abp Kominek, mówiąc o antyradzieckim nastawieniu Polaków, szczególnie było to trafne w odniesieniu do mieszkańców Wrocławia i Dolnego Śląska, bo ludzie przymusowo wysiedleni z Kresów Wschodnich znacznie bardziej ucierpieli od sowieckiego najeźdźcy i rozumieli czym jest konieczność opuszczenia stron rodzinnych. Potrafili więc zareagować empatią wobec Niemców boleśnie odczuwających utratę rodzinnych stron. Abp Kominek, odwołując się do wymogów Ewangelii, wykazywał jednocześnie, że pojednanie z narodem niemieckim jest jedyną drogą do całkowitego uznania polskiej granicy zachodniej i pokojowego współżycia w przyszłości. Twierdził, że kto Orędziu sprzeciwia się, ten „uderza w twarz polską rację stanu”.

oredzie2              orezie 1

Wystosowanie przez polskich biskupów słynnego Orędzia otworzyło drogę do zmiany w polityce wschodniej RFN, co doprowadziło do podpisania w grudniu 1970 roku Układu o podstawach normalizacji stosunków między PRL i RFN.

Zapewne abp Kominek nie zdawał sobie sprawy, że – budując pojednanie polsko-niemieckie – kładzie podwaliny pod wspólną Europę, ale myśl ta mu już wówczas przyświecała. Była to – podobnie jak u Schumana, de Gasperiego, czy innych ojców Europy –myśl europejska inspirowana tradycją chrześcijańską.

Relacje zmieniały się stopniowo. Przełomem był grudzień 1981 roku. Warto też pamiętać, że – w odpowiedzi na wprowadzenie stanu wojennego w Polsce – na Zachodzie, także w Republice Federalnej Niemiec, doszło do demonstracji solidarności ze społeczeństwem polskim.

Stan wojenny

Monachium, demonstracja przeciw wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Wśród protestujących kardynał Josef Ratzinger

Zaczęto też organizować pomoc dla Polaków, wysyłając transporty humanitarne. Do potrzebujących trafiała najczęściej żywność, szczególnie dla dzieci, oraz lekarstwa i ubrania. Pamiętam to dobrze nie tylko w stanie wojennym, ale i w latach późniejszych. Wyjazdy wakacyjne ministrantów w mojej parafii były możliwe dzięki zaopatrzeniu w podstawowe produkty żywnościowe z Niemiec. Powstało nawet partnerstwo między Parafią Najświętszego Serca Jezusowego we Wrocławiu a parafią w Dortmundzie. Do Wrocławia docierały również transporty ze sprzętem poligraficznym i elektronicznym, przeznaczonym dla podziemia.

Po 1989 roku współpraca polsko-niemiecka nabrała ram instytucjonalnych. Pamiętam, jak pierwszą z inwestycji budowlanych wrocławskiego Uniwersytetu Przyrodniczego (wówczas Akademia Rolnicza), halę sportową, dofinansowała Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej. Przez 20 lat istnienia FWPN dofinansowała ponad 10 tysięcy bilateralnych projektów, współtworząc tym samym fundamenty porozumienia polsko-niemieckiego. Fundacja wspomaga partnerstwo między instytucjami, projekty o charakterze edukacyjnym poszerzające oraz promujące języki polski i niemiecki, współpracę naukową, a także projekty artystyczne i literackie. Jest także inicjatorem i realizatorem poprzez dotacje projektów, m.in. podróży studyjnych, programów stypendialnych, publikacji, debat.

Hala

Nie sposób w tak krótkiej formie wymienić nawet najbardziej skrótowo różnorodnych form bilateralnej rozległej wszechstronnej współpracy polsko-niemieckiej. Bardzo dobrze, że ona istnieje. Niemcy to najważniejszy polski partner przede wszystkim w wymianie handlowej i szerzej współpracy gospodarczej. Czym innym jest twarde negocjowanie, dbałość o polskie interesy w konkretnych słowach, a czym innym bezsensowna antyniemiecka narracja. To zawsze utrudnia, a nie ułatwia rozwiązywanie konkretnych problemów.

Niemcy były w przeszłości i w dalszym ciągu są dla nas drogą do zachodniej Europy. Po co więc budzić antyniemieckie resentymenty? Jaką polityczną korzyść może przynieść rozbudzanie antyniemieckich nastrojów? Zawsze będzie mi się to kojarzyło z komunistyczną propagandą. I przeciwnie, budowanie polsko-niemieckiego pojednania, różnych form współdziałania – z wielkim dziełem kardynała Bolesława Kominka i jego wizją jedności europejskiej.

 

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

25 komentarzy

  1. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Podobnie jak autorka tego artykułu, zgadzam się, że wzbudzanie antyniemieckich nastrojów niczemu nie służy i na pewno nie przyniesie nam żadnych korzyści, tylko straty. Polska jest za mała i za słaba, by mogła realizować swoją politykę i prowadzić gospodarkę samodzielnie. Niemcy będąc naszym najbliższym sąsiadem i największym partnerem gospodarczym są jednocześnie pomostem łączącym nas z UE i z zachodem, więc to oczywiste, że wzbudzanie antyniemieckiej atmosfery, może nam tylko zaszkodzić. Nie należy zapominać o Putinie, któremu psucie stosunków z naszym zachodnim sąsiadem jest bardzo na rękę, bo osłabia nasze znaczenie w stosunku do Rosji.
    Biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje mi się, że należy wykorzystać dobre stosunki z Niemcami i wszystko robić by je ugruntować, a nie popsuć, bo to do niczego dobrego nie doprowadzi.

  2. Konstancja23@wp.pl' Konstancja pisze:

    Dziękuję to fantastyczny tekst pierwszy, z którym się zgadzam bez żadnego ale… Wrocław miał szczęście do mądrych kardynałów.

  3. michal.raj@wp.pl' mchlrj pisze:

    Nie drażnić niemieckiego pana, bo wam chleb zabierze!

    Przeraźliwie smutne myślenie, które doskonale obrazuje rozmiar niemieckich wpływów. Potępienia godną przeciwniemieckością ma być dostrzeganie, że Niemcy rządzą Polską, czy to poprzez nadzór nad działaniami Brukseli, czy to poprzez płynące z centrali Ringier Axel Springer cotygodniowe przykazy co należy „podpowiadać” polskiemu społeczeństwu.

  4. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Zgoda, że rozbudzanie niechęci wobec jakiejkolwiek nacji jest bardzo szkodliwe, zwłaszcza gdy chodzi o najbliższych sąsiadów. To samo zresztą dotyczy relacji z naszymi południowymi czy wschodnimi sąsiadami, ale także przedstawicielami innych narodowości. To niemądre, niepotrzebne, nigdy nikomu nie przynosi korzyści. Relacje między ludźmi powinny być oparte na wzajemnym szacunku i współpracy. Przy całej niechęci wobec Związku Sowieckiego i Rosjan, nawet w czasach PRL ludzie potrafili utrzymywać z Rosjanami przyjazne kontakty naukowe czy w jakiejkolwiek innej dziedzinie. Była też przecież współpraca z rosyjskimi dysydentami. Podobnie było z Niemcami, mimo oficjalnej propagandy antyniemieckiej. Choć oczywiście doświadczenia ludzi z przeszłości były różne. Nasza mama na przykład w czasie wojny pracowała jako tłumaczka, bo świetnie znała niemiecki, a bezpośrednio po niej doznała zbawiennej pomocy ze strony pewnej niemieckiej rodziny. W Cieplicach koło Jeleniej Góry, gdzie trafiła ze Lwowa, leczył ją na gruźlicę niemiecki lekarz. Leczył za darmo, bo uważał, że przynajmniej w ten sposób może wynagrodzić Polakom krzywdy, których doznali od Niemców w czasie wojny. Mama pamiętała, jak niedługo potem ów lekarz razem z córką, z którą Mama się zaprzyjaźniła, musiał opuścić Polskę dosłownie w ciągu kilku godzin, zabierając tylko podręczny bagaż. Przyjaźń naszej Mamy z córką tego lekarza przetrwała lata. W stanie wojennym przysyłała Mamie paczki i zaprosiła ją do siebie do Berlina Zachodniego. Regularnie korespondowały ze sobą do końca życia. Inne natomiast wspomnienia mieli rodzice mojego męża, którzy byli wywiezieni w czasie wojny na roboty do Niemiec i tam traktowani niemalże jak niewolnicy. A cóż powiedzieć o tych, którzy z rąk Niemców stracili swoich bliskich, byli w obozach, więzieni przez gestapo. Doświadczenia są różne i różna jest pamięć, ale to już dziś daleka przeszłość. Choć – jak napisała mi Beata Samson – gdy pojechała pierwszy raz do Hamburga jej dwie niemieckie rówieśnice przepraszały ją codziennie za II wojnę światową aż poprosiła, żeby przestały. Tak zostały wychowane z niemieckim poczuciem winy. Bywa i tak.
    Czym innym są natomiast współczesne relacje, gdy Niemcy to zupełnie inny, pokojowo nastawione państwo, członek Unii Europejskiej, podobnie jak Polska, a przy tym nasz najważniejszy partner gospodarczy i polityczny. Na te obecne relacje nie powinny rzutować tamte bolesne doświadczenia z przeszłości, ani też sentymenty czy resentymenty. Polityka to twarda gra interesów i polskie władze powinny o nasze interesy skutecznie dbać, negocjować najkorzystniejsze rozwiązania we wzajemnych relacjach, a nie o tym mówić. Nie powinny popełniać szkolnych błędów, które opisałam w tekście o negocjacjach https://twittertwins.pl/negocjacje/
    A spraw do załatwienia jest całkiem sporo. Wciąż nierozwiązany jest na przykład status polskiej mniejszości w Niemczech, co stale przypomina Stefan Hambura. Korzystne zapewne byłoby zastosowanie wzorów niemieckich czy francuskich, jeśli chodzi o kwestie kapitału w mediach. To też powinno być bez specjalnego rozgłosu rozwiązane. Więcej spokojnych działań, a mniej emocjonalnych wystąpień. Bo to nie pomaga skutecznym negocjacjom, a polityka to gra interesów, nie sentymenty. Resentymenty też tylko szkodę przynoszą i usztywniają postawy negocjujących stron.

  5. dariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Rozbudzanie niechęci wobec Niemcow to nic innego jak straszenie wyjściem Polski z UE.Typowe partyjne rozgrywki w ktore wciagany jest elektorat.Im wiecej hejtu z jednej strony tym wieksze poparcie z drugiej.Rownowaga zostaje utrzymana.?Inna sprawa ze cześć twardego elektoratu mocno w to wierzy?Okladki tygodnikow zarówno z prawej jak i lewj strony juz dawno osiagnely poziomo ktorym trudno nawet dyskutować.?Ogromnym i kluczowym problemem jest jednak poziom dyplomacjiw polityce zagranicznej.Jest takie powiedzenie ze z dyplomacją jest jak z chirurgią.Dobry chirurg czesciej uzywa skalpela niz siekiery.Mam wrazenie ze zbyt pochopnie uzywamy siekiery.?Jako Polka zdecydowanie bardziej boje sie Putina niz Merkel.

  6. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    To ciągłe podsycanie antyniemieckich nastrojów można było doskonale zaobserwować ostatnio w internecie. Dlaczego podsycane są wzajemne uprzedzenia przecież to nikomu nie służy. Dzisiaj ma to być wspólnota interesów a nie tworzenie niepotrzebnych napięć. Uważam, że poprawnych stosunków powinny pilnować przede wszystkim elity obu państw i na tym powinny się dzisiaj skupiać. Ważne przecież jest to, co oba kraje wypracowały przez ostatnie ćwierćwiecze a nie wracać do przeszłości. Nie można pominąć faktu, że mimo wszystko zbliżenie obu krajów było owocne dzięki różnym środowiskom i Kościołowi po obu stronach Odry i Nysy. Zatem cały czas zastanawiam się czemu i komu ma służyć to ciągłe podsycanie wrogości. Przecież Niemcy są dla nas ważnym partnerem handlowym służącym naszej współpracy gospodarczej. Jak słusznie zauważył Pan Vector, że psucie stosunków z Niemcami jest na rękę Putinowi. Nie należy zapominać, że napięciom tym towarzyszy zawarcie umowy o budowie Gazociągu Północnego na Bałtyku z Rosji do Niemiec z pominięciem Polski i Ukrainy. Nie bez wpływu pozostają ostatnio bardzo wzmożone ataki mediów niemieckich opisujących sytuację w Polsce jako ksenofobię i putinizację.

  7. Autorka pisze: „Niemcy były w przeszłości i w dalszym ciągu są dla nas drogą do zachodniej Europy”. Warto dodać, że takimi drogami były też Francja i Włochy. Owszem, głównie w sferach kultury oraz sztuki, ale to właśnie te sfery wpływają na poziom cywilizacyjny, świadomość i przejawy ducha narodu, adoptującego na własny sposób wpływy zewnętrzne.
    Zgadzam się, że – jako chrześcijanie – powinniśmy dążyć do pełnego pojednania z sąsiadami, jeśli tylko warunki na to pozwalają. Jednak pojednanie nie powinno opierać się na kompromisie wobec Prawdy.
    Jeśli pominiemy różne niemieckie środowiska, propagujące niemieckość Śląska i Pomorza, próbujące zrzucać na nas winę za holokaust, blokujące powstanie niemieckiej Polonii i cenzurujące niektóre prawicowe polskie pisma; jeśli nie będziemy brali pod uwagę wypracownej w ostatnich dekadach przez lobby masońskie zmiany mentalności dużej części niemieckiego społeczeństwa na pogańską, wyzutą z chrześcijańskiej tradycji i zasad, to – oczywiście – Niemcy są atrakcyjnym partnerem.
    Tak naprawdę, dzisiejsze Niemcy, wraz z dużą częścią Unii, stopniowo zrzucają z siebie stopniowo „balast” tradycyjnych wartości europejskich.
    Po prostu, ostrożność i trzeźwość oceny nie zawadzą.

  8. dariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Moja kolezanka od wielu lat pracuje w Niemczech.Jej spostrzezenia sa ciekawe.Poniewaz specyfika pracy wymaga czestego przemieszczania się zaobserwowala jedna wspolna prawidłowość wsrod Niemcow.I tak np zapytany Niemiec o emigrantow bez zastanowienia odpowi ze jest to dobry krok rzadu.Jednak po dluzszej znajomosci „prywatnie”ma mnostwo watpliwosci.?Jesli chodzi o Rosje Putina to większość jest nim zafascynowana.Media niemiecki sa bardzo liberalne i swietnie wychowuja swoich obywateli.Wedlug jednej slusznej linii.?Nowoczesnosc i tolerancja to bez wzgledu na sytuację cechy przecietnego Niemca.Inaczej po prostu nie wypada.Historie maja tak zaklamaną ze czesc z nich naprawde jest przekonana ze to byly „polskie”obozy smierci i ze byli jacyś „nazisci”.Ale jest tez mily akcent w tych spostrzezeniach.Wielu z nich podoba się nasza premier choć glosno pewnie by się do tego nie przyznali.Wbrew stereotypom uwazaja ze Polacy sa dobrze wykszralceni bo znaja jezyk niemiecki.?Wielu starszych Niemcow ciagle mysli ze jezdzimy furmankami i zadne argumenty nie sa w stanie ich przekonac ze jest inaczej.?

  9. alinapetrowa@gmail.com' Alina Petrowa pisze:

    Nie mogę zgodzić się z założeniami Pani tekstu. Ponieważ podchodzi do relacji polsko-niemieckich jednostronnie. Oto nagle zaczyna się w Polsce antyniemiecka kampania, ale jakie są jej powody?
    Już sam list biskupów polskich do biskupów niemieckich, który Pani przytacza. Jaka była odpowiedź niemieckiego episkopatu? Ich hierarchia miała pretensję do Prymasa Wyszyńskiego o ustanowienie administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Nie potrafili nawet połączyć tego faktu ze zbrodniami, jakie zrealizowali ich rodacy. A cała akcja pt. „polskie obozy śmierci”, filmy, literatura? Wnuk ludobójcy na Woli, który zapowiada proces po wystawie o Powstaniu Warszawskim w Berlinie.?Tych faktów jest bez liku, to nie jednostkowe „wypadki przy pracy”. Czy nie wydaje się Pani, że Polacy reagują na to, co dzieje się w Niemczech?
    Pochodzę z rodziny, w które Niemcy wymordowali dziewięć osób. Mimo to na początku lat 90. byłam za pojednaniem. Ale do tego trzeba dwóch stron. Teraz nadal jestem za pojednaniem, ale aby się pojednać, konieczna jest skrucha i pamięć. Widzę, jakie są zmiany w świadomości niemieckiej, piszą o niej poważni ludzie. Jestem gotowa do pojednania, zachowuję pamięć. Ale nie pozwolę, aby piekło, które zafundowali nam Niemcy, zostało równo podzielone – między nas i Niemców, bo byłaby to zdrada nie tylko członków mojej rodziny, ale całej wspólnoty narodowej. Poczekam z pojednaniem i sądzę, że nie jest to fragment nastrojów antyniemieckich.

    Pozdrawiam, z szacunkiem obserwuję dzieło Pań.

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Ciekawa debata na temat kwestii poruszonych w tym tekście toczy się na Twitterze i Facebooku.
    Pojawiły się dwa ważne głosy w dyskusji:
    – Stefana Hambury, który napisał: W sprawach niemieckich polecam: Nie dajmy się nabrać na niemieckie „rozmowy o rozmowach” i dał link do swojego tekstu http://niezalezna.pl/68677-mec-hambura-przestrzega-nie-dajmy-sie-nabrac-na-niemieckie-rozmowy-o-rozmowach
    – Czarek Czerwiński, który napisał: Prof. Bogdan Musiał o kompletnie zwichrowanym postrzeganiu Polski w niemieckich mediach i szerzej – w elitach. OBOWIĄZKOWO i dał link do nagrania jego wystąpienia https://youtu.be/IaEx-Vyg6hU
    Prof. Bogdan Musiał jest polskim i niemieckim historykiem, specjalizującym się w badaniu dziejów Niemiec, Polski i Rosji w XX wieku, zwłaszcza w czasie II wojny światowej i w okresie międzywojennym. W latach 1990–1998 studiował historię, socjologię i politologię na uniwersytetach w Hanowerze i Manchesterze. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych wziął udział w debacie wokół niemieckiej wystawy „Wojna wyniszczająca. Zbrodnie Wechrmachtu 1941–1944”. W latach 1999–2004 pracował w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie. W latach 2007–2010 był pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN. W latach 2010–2015 był zatrudniony na stanowisku profesora nadzwyczajnego na Uniwersytecie im. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i kierował katedrą Studiów nad Europą Środkową i Wschodnią.

  11. olema@prz.edu.pl' Marta Olejnik pisze:

    Podzielam pogląd i ubolewam, że wszędzie szukamy wrogów. To skąd brać przyjaciół ?

    • alinapetrowa@gmail.com' Alina Petrowa pisze:

      Wszędzie szukamy wrogów? Dziś obradowała Grupa Wyszehradzka. Mam czasem wrażenie, że wielu z nas szuka winy wyłącznie w Polakach. A tekst o relacjach polsko-niemieckich nie można pisać nie biorąc pod uwagę postawę drugiej strony. Odwrócę problem: Czy Niemcy szukają w nas przyjaciół?

  12. Rzeczywiście, cenne są wypowiedzi Hambury i Musiała.

  13. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Dziękuję za wszystkie głosy w dyskusji, która toczyła się także na Twitterze i Facebooku, aż szkoda, że niektóre wpisy nie znalazły się pod tym tekstem. Temat, choć – jak z dyskusji wynika – kontrowersyjny, nie zachęcił zbyt wielu do bardziej wnikliwych komentarzy, dlatego tym bardziej tym wszystkim, którzy to uczynili, serdecznie dziękuję. Podkreślam to, co pisałam w komentarzu na Twitterze: Twarde bronienie polskich interesów – tak, rozbudzanie w społeczeństwie nastrojów antyniemieckich – nie. Warto rozróżniać te dwie rzeczy. Cieszę się, że specjalizujący w kwestiach niemieckich Stefan Hambura podał ten komentarz dalej, co oznaczać może, że ten pogląd akceptuje. Nie podejmowałam kwestii kształtowania nastrojów wobec Polaków w Niemczech, bo nie to było tematem tego tekstu. I nawet, gdy niekiedy niemieckie media podtrzymują negatywne stereotypy o Polakach, czy my mamy odpowiadać tym samym? Moim zdaniem nie, bo byłoby to sprowadzenie wzajemnych relacji do poziomu walki plemiennej, do poziomu piaskownicy, oni nas łopatką, to my ich grabkami. Może i dziś warto czerpać z ducha z pojednania zapoczątkowanego przez Kardynała Bolesława Kominka, czyniąc z tego standard w polityce europejskiej. Nie ma to nic wspólnego z biernością i zaniechaniem obrony polskich interesów. Wprost przeciwnie. Dobry klimat wzajemnych relacji stwarza lepsze podstawy do skutecznego negocjowania. Warto jeszcze raz zajrzeć do tekstu „Negocjacje” http://www.twittertwins.pl/negocjacje/ i nie popełniać, przynajmniej mentalnie, szkolnych błędów.

    • dariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

      Biorac pod uwage ze przeciętny Polak wie o przecietnym Niemcu niewiele i odwrotnie rzadzace elity powinny kierowac sie rozsadkiem nie emocjami.Te drugie tylko szkodzą . Mądre podsumowanie tematu.

  14. Garibaldi11@wp.pl' Gabriel pisze:

    Ciekawe zjawisko ta nowa polska antyniemieckosc. Przez wiele lat Niemcy (oczywiscie te Zachodnie) byly cacy, bo przywozili D-mark. Rowniez pieniadze z Niemiec na rozne polskie inicjatywy, na infrastrukture itd. byly mile widziane. Aczkolwiek, niektorzy widzieli w tym przygotowanie sobie powrotu. Wroclaw wypieknial, i to w znaczniej mierze dzieki niemieckim milym Euro.

    Teraz Niemcy sa beeeeeeeeee. Bo co? Bo Tusk, ten z dziadkiem z Wermachtu jest zdrajca , z Merkelowa, z Putinem i Netanyahu knuja nowy rozbior Polski. Targowica, Mosci Panowie. Bo ich plan jest taki – wiem z najpewniejszego zrodla w Biedronce. Otoz Niemcy maja wziac tereny na zachod od Wisly, Rosjanie na Wschod, a z braku Austro-Wegier, Izrael zajmie Galicje.

    I Niemcy wysla nam Syryjczykow, Izrael Palestynczykow, Rosjanie Czeczencow. A my gdzie? Kibitkami na Syberie rabac tajge dla Japonczykow.

    A teraz – na powaznie.
    NIE LUBIE NIEMCOW. Ani ludzi, ani jezyka, ani kultury. Mdli mnie od Mozarta, jak slysze Wagnera chce mi sie napasc na Polske (Woody ALlen), a w niemieckim jezyku slysze tylko, Los, Los, Schneller, Sieg Heil i Arbeit Macht Frei. Jak przejezdzam przez zadbane, piekne, czyste miasteczka niemieckie – mysle: Za malo ich, k…wa ruskie i amerykance zbombardowali.
    Takim sie urodzilem, takim wychowalem, i takim pewnie umre. Nawet mojego zardzewialego BMW nie lubie. Ale, to MOJE PRYWATNE idiosynkrazje i schematy myslowe. MOJE. I nikt mi nie bedzie dyktowal, kogo mam nienawidziec.

  15. Garibaldi11@wp.pl' Gabriel pisze:

    I jeszcze cos. Od dluzszego czasu potepiane „Polskie obozy smierci”, Bardzo nas to boli. Zydzi do spolki z Niemcami (oczywiscie za kase) usiluja zrzucic wine za holocaust na Polakow.
    Czytam o tym raz po raz, i nawet sie dalem nabrac, podpisujac protest przeciw takim sformulowaniom. Ale poszedlem po rozum do glowy, po zastanowieniu sie.

    Kto glosi o „polskich obozach smierci”? No, oczywiscie Zydzi, Niemcy i Amerykanie. Nawet sam Obama, za co przepraszal pozniej. A teraz moje pytanie. Po jakiemu glosza? Po polsku? O ile wiem, Obama nie zna polskiego (pewnie innych obcych jezykow tez nie) . Wiec po jakiemu glosi? No, pewnie po angielsku. A jak to jest po angielsku? No, oczywiscie „Polish Death Camps”. Wszystko jasne. Tylko ze Ci, ktorzy plona swietym oburzeniem – nie znaja angielskiego. Nawet Polacy od lat mieszkajacy w Chicago nie znaja. Albo kiepsko znaja.
    A wiec, oswiece tych lingwistycznych geniuszy, ze „Polish Death Camps” wcale nie musi znaczyc „Polskie obozy smierci” – chyba ze sie przy pomocy slownika czy Google tlumaczy slowo po slowie. Podobnie, jak „pulling Your leg” nie znaczy „ciagnac twoja noge”.
    Jezyk angielski, szczegolnie ten potoczny, a wiec skrotowy ma inna specyfike niz jezyk polski. Dodawanie przymiotnika oznacza np. miejsce. „Polish Death Camps oznacza – „Obozy smierci w Polsce”. Bo nawet najwiekszy amerykanski ignorant nie zrozumie tego zwrotu jako „Polskie obozy”. A co dopiero Obama. Czy amerykanscy Zydzi. Bo „Polskie obozy” – musialyby byc wymyslone i realizowane przez wladze polskie. A takich, jak wiadomo, nie bylo w Polsce podczas okupacji. Wiec moze, zamiast palac swietym oburzeniem, nauczylibysmy sie angielskiego? Porzadnie. Wtedy nie byloby „zadymy” ani „bicia piany”. Ciekawe, jak by te okreslenia zrozumial Amerykanin uzywajacy Google translator.

    Oczywiscie, piszac o obozach, temacie tak bolesnym, moznaby uzywac bardzo precyzyjnych okreslen po angielsku. Cos w rodzaju „Obozy smierci wymyslone przez Eichmanna na polecenie Hitlera podczas 2 wojny swiatowej, w celu „ostatecznego rozwiazania kwestii zydowskiej” – czyli po niemiecku „Endloesung”, wybudowane i prowadzone przez specjalne jednostki niemieckie SS- Totenkopf i bialoruskich, ukrainskich i innych nacjonalistow -a wlasciwie psychopatycznych mordercow”. Nawet nie probuje przetlumaczyc tego na angielski. Ktos moglby to napisac w sposob jeszcze bardziej precyzyjny i nie budzacy zadnych watpliwosci.
    No ale ten angielski jest jaki jest – i to nie my mamy uczyc Amerykanow czy Anglikow ich jezyka .

    Bedac juz w kaciku lingwistycznym – zapytam. Co to znaczy „Sybirak”? Rosjanin, zyjacy od wiekow na Syberii? Oczywiscie – po rosyjsku bylby to taki osobnik. Ale nie po polsku. Po polsku Polak, lub potomek Polakow, zeslanych na Syberie przez wladze carskie czy sowieckie.

    Czy „syberyjskie lagry” byly organizowane i prowadzone przez „sybirakow”? Takich przykladow mozna mnozyc. A wiec – „Polish Death Camps”, to „Obozy smierci na terenie Polski”. I wiadomo, kto je wymyslil i prowadzil.

    Natomiast czesto prowadzone w mediach hece, ze to wlasnie jest proba zrzucenia odpowiedzialnosci za te wlasnie za zbrodnie wojenne na Polske i Polakow – jest po prostu klamliwym podsycaniem nastrojow antysemickich, antyniemieckich i anty.. juz nie wiem co. W jakim celu? Zeby sobie zjednac elektorat wsrod malo pojetnych rzesz.

    Zreszta – od czasu do czasu pojawiaja sie i w polskich mediach czy na internetowcy forach oskarzenia o mord rytualny. I nie tylko polskich.

  16. bielszym@gmail.com' Bielszym pisze:

    Szanowna Pani!

    Proszę o uzupełnienie przytoczonej rzekomej wypowiedzi abp. Kominka, w której padają słowa o „zwierzęcej nienawiści do Związku Radzieckiego” i o tym, że „Polacy rzeczywiście nienawidzą tylko Rosjan” — uwagą, że sformułowania te pochodzą z raportu komunistycznego szpicla z wrocławskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, sporządzonego z pamięci. Czyni to poważną różnicę w ocenie tych wypowiedzi zasłużonego dla Polski i jej Kościoła abp. Kominka, późniejszego kardynała. Z góry dziękuję.

    Źródło: „Droga do stabilizacji administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych po II wojnie światowej”, wyd. Ośrodek Pamięć i Przyszłość, Wrocław 2013, str. 90 i 91.

  17. ragusia2@o2.pl' Ita pisze:

    oczywiście ze nie ma co rozbudzać antyniemieckich nastrojów …nas kazdy o tym poucza …a moze by tak Niemcom uzmysłowić ze mamy być ich partnerami w Unii ( jak małżeństwie ) a nie podkomendnymi jak na wojnie? moze wreszcie tez siadając do stołu spytają się co my mamy do powiedzenia a nie odzywają się za nas ? Taka zwykła kultura …

  18. bielszym@gmail.com' Bielszym pisze:

    Zwróceni ku przyszłości, nie lukrujmy historii, nawet w szczytnych celach.

    Jest moim zdaniem mitem, budującym lecz nieprawdziwym, że poprawę stosunków polsko-niemieckich zapoczątkował list polskich biskupów, bo sprawiła to dopiero zmiana pokoleniowa w Niemczech pod koniec burzliwych lat sześćdziesiątych. Władzę tam stopniowo przejęli wtedy młodsi, nieobciążeni przeszłością politycy, krytyczni wobec tradycyjnego kursu swych poprzedników. I nie byli to bynajmniej chadecy, do których zdawałoby się list polskich biskupów powinien był najsilniej przemówić, lecz ich polityczni przeciwnicy — socjaldemokraci i liberałowie.

    List polskich biskupów, szlachetny w intencjach, został w Polsce źle przyjęty przez ogół obywateli i jest kolejnym mitem, że stało się tak głównie w wyniku wysiłku propagandowego władz PRL. Zbyt świeża jeszcze była wówczas pamięć o krzywdach wyrządzonych milionom polskich rodzin, by je wybaczyć sprawcom w sytuacji, gdy ci bynajmniej się nie kwapili do okazywania skruchy wobec Polaków, jak to czynili (i wciąż czynią) wobec Żydów. Tym bardziej — by sprawców tych krzywd prosić o jakiekolwiek wybaczenie. Bardzo wielu pokrzywdzonych przez wojnę Polaków list ów najzwyczajniej w świecie oburzył i zaprzeczanie temu lub winienie za to komunistycznej propagandy jest wprowadzaniem w błąd. Kto nie wierzy, ten niech zapyta o to rodziców czy dziadków, zanim walec poprawności historycznej wtłoczy we wszystkie głowy piękną, lecz nieprawdziwą legendę o pojednaniu polsko-niemieckim.

    Mówimy bowiem o czasach, gdy niemieckie sądy z zasady torpedowały śledztwa dotyczące zbrodni na Polakach, kat Warszawy SS-Gruppenführer Reinefarth posłował w Landtagu, a prawnicy winni mordowi sądowemu na gdańskich pocztowcach pracowali nie niepokojeni w niemieckim wymiarze sprawiedliwości. Były to czasy, gdy trzon niemieckiej policji stanowili oficerowie zbrodniczych Einsatzgruppen, odpowiedzialnych za zbiorowe mordy na cywilach na tyłach frontów II Wojny Światowej. Działo się tak jeszcze długo po tym, kiedy abp Kominek w imieniu Polaków przepraszał Niemców za wyrządzone im krzywdy.

    Były to również czasy, gdy niemieckie dzieci uczono z atlasów, w których Ziemie Zachodnie, a więc i Wrocław, oznaczano jako okupowana część Niemiec. I takąż mapę miał codziennie wbijaną do głowy widz niemieckiej telewizji, ciekawy prognozy pogody.

    Z nieodwracalnością skutków II wojny światowej Niemcy pogodzili się formalnie dopiero w 1992 r., gdy wszedł w życie traktat graniczny z Polską. Wymusiły to, nie bez silnego oporu ze strony Niemiec, państwa, które pokonały III Rzeszę — nie zaś rachunek niemieckiego sumienia, poruszonego jakoby do głębi listem polskich biskupów, blisko 30 lat wcześniejszym. Opinia więc o epokowym znaczeniu szlachetnego wystąpienia polskich duchownych dla uregulowania stosunków polsko-niemieckich jest legendą, z jednej strony wbijającą w samozadowolenie polski Kościół, a z drugiej — mającą zatrzeć przykry dla Niemców fakt wymuszenia na nich silną presją międzynarodową usankcjonowania utraty ich wschodnich prowincji.

    Jeśli zaś chodzi o dzisiejszy Wrocław, o którym Pani wspomniała w swoim tekście, to przytoczę na koniec żartobliwą uwagę prof. Daviesa, że zbudowali go Polacy po tym, jak w morze gruzów zmienili go wspólnie Niemcy z Rosjanami. Miło, że do odbudowy Wrocławia tu i ówdzie Niemcy się przyłożyli, ale ów olbrzymi wysiłek był dziełem pracy i wyrzeczeń dwóch pokoleń Polaków z wszystkich stron naszego kraju, zrujnowanego i zubożonego przez wojnę.

    Z poważaniem, @Bielszym

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Miałam 12 lat, gdy biskupi polscy wystosowali słynny list do biskupów niemieckich z okazji Millenium Chrztu Polski. Byłam wówczas w pierwszej klasie szkoły średniej i bardzo dobrze pamiętam te wydarzenia i towarzyszące im emocje. Opisałam to https://twittertwins.pl/oredzie-50-lat-temu-oczami-dziecka/
      Zdaję sobie sprawę, że komunistyczna antynimiecka propaganda trafiała do mieszkańców centralnej Polski, ale nie do przybyłych z Kresów wypędzonych przez Sowietów mieszkańców Wrocławia. Nie były wówczas przyjętym zwyczajem oklaski podczas kazania – pierwszy raz uczynili to wrocławianie podczas kazania abp. Kominka. Wypełnili wówczas katedrę i plac przed katedrą. To były tłumy. Wrocławianie przybyli ze Lwowa wiedzieli dobrze, że Niemcy wyrządzili Polakom wiele krzywd, ale to przypomniał też list biskupów. To było pojednanie w prawdzie. Przy okazji wspomnę opowieści mojej Mamy, która pamiętała, jak w 1941 roku wkraczający do Lwowa Niemcy byli witani kwiatami. Bo lwowiacy poznali już czym jest czerwona zaraza. Te nastroje znał i dobrze rozumiał abp Kominek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *