45 lat bez Niego

Adam Wanke

W Niedzielę Wielkanocną minęło 45 lat, gdy odszedł. Prawie pół wieku, a wciąż tak bardzo Go brakuje. Mimo, że tak krótko był z nami, to On ukształtował mnie i moją siostrę. Zarażał nas patriotyzmem, uczył  przebaczać i szanować każdego człowieka bez względu na status i pozycję zawodową, pokazywał jak być przyzwoitym w nieprzyzwoitym świecie. I tłumaczył, że wykształcenie to jest to, co pozostaje, kiedy człowiek zapomniał wszystkiego, czego się nauczył. Zaszczepiał w nas zamiłowanie do królowej nauk i uczył poprawnej polszczyzny.

Tatuś i my

W tekście „Dlaczego uniwersytety przestają być kolebką elit intelektualnych” https://wszystkoconajwazniejsze.pl/malgorzata-wanke-jakubowska-dlaczego-uniwersytety-przestaja-byc-kolebka-elit-intelektualnych/

opublikowanym na portalu Wszystko Co Najważniejsze tak Go wspominałam:

Przypomina mi się przy tej okazji historia mojego ojca Adama Wankego, antropologa, ucznia Jana Czekanowskiego. Był on twórcą dwóch sztandarowych metod badawczych, szeroko stosowanych w wielu dziedzinach (stochastycznej korelacji wielorakiej i metody punktów odniesienia, zwanej metodą Wankego) i choć w swojej krótkiej, bo przerwanej wojną i represjami czasów stalinowskich, karierze naukowej nie opublikował zbyt wielu prac, ale stworzył szkołę, wypromował aż 30 doktorów, z których trzech zostało później profesorami.

Jednym z nich był Tadeusz Bielicki. To z nim łączyła ojca wręcz wzorcowa relacja Mistrz – Uczeń. Dostrzegł w nim bowiem ponadprzeciętne zdolności i wyjątkowe predyspozycje do pracy naukowej. I to dla niego dokonał niesamowitych zabiegów, położył na szali swoją karierę, aby Bielicki mógł wyjechać na stypendium do Stanów Zjednoczonych. W późnych latach pięćdziesiątych dla byłego więźnia stalinowskiego, jakim był mój ojciec, a także jego protegowany, graniczyło to niemal z cudem.

Ale udało się. Gdy Bielicki, po powrocie z Kalifornijskiego Uniwersytetu w Los Angeles, zaproponował zupełnie nowe podejście do antropologii, tzw. populacyjną koncepcję ras, kwestionując metody i krytykując osiągnięcia szkoły Czekanowskiego, mój ojciec był entuzjastycznym promotorem doktoratu, w którym jego metoda została zaatakowana. Z tezami tej pracy polemizował jednak w artykułach. Obaj darzyli się zaufaniem i przyjaźnią, niemal ojcowsko-synowską relacją. A na łożu śmierci ojciec wyznał, że gdy zastanawiał się, czy to, co robił w życiu miało sens, doszedł do wniosku, że „dla Bielickiego miało, dla niego tak”. W tej opowieści jest potrójna relacja Mistrz – Uczeń: Czekanowski, Wanke – uczeń Czekanowskiego i Bielicki – uczeń Wankego, „naukowy wnuk” Czekanowskiego.

Prof. Jan Czekanowski kilkakrotnie gościł w naszym rodzinnym domu, zapraszany także na brydża, bo taka była tradycja. Nie wiedziałyśmy wtedy, że to tak wybitny uczony, dla nas to był po prostu znajomy taty, z którym grywał w karty.

W_Wanke

– Był typem przedwojennego naukowca – wspominał po latach naszego ojca prof. Zygmunt Welon, matematyk, specjalizujący się w antropologii.

– Nie zamykał się w jednej dziedzinie, nie był wąskim specjalistą. Zajął się antropologią, ale był również doskonałym matematykiem, interesował się geografią, historią, prawem – dodał. Gdy Welona chciano zwolnić z pracy, nasz Ojciec pojechał do Warszawy i zagroził: jeśli jego, to mnie też. Poskutkowało. Kogo by dziś było na to stać? A miał na utrzymaniu niepracującą żonę i dwójkę małych dzieci.

Ale najbardziej nam zaimponowało, jak przebaczył swojemu prześladowcy. Do stalinowskiego więzienia Ojciec trafił w 1950 roku na skutek donosu Mariana P. (pominę jego nazwisko), który przekazał UB, że nasz Ojciec krytykuje teorię Łysenki i Miczurina, opowiada dowcipy ośmieszające władze i lwowskie anegdoty. Wystarczyło. Po tygodniowym brutalnym śledztwie został skazany na trzy lata. I zaraz po wyjściu z więzienia poszedł do Mariana P. ze słowami: „Marian, przebaczam ci”. Bo, jak nam mówił, przebaczenie jest przede wszystkim potrzebne skrzywdzonemu, aby uwolnić go od rozpamiętywania krzywd i brnięcia w zniewolenie nienawiścią. Przebaczenie wyzwala. Któż mógł lepiej nas uczyć tej trudnej sztuki, jak nie Ojciec własnym przykładem.

Z Jego wszechstronnej, wręcz renesansowej wiedzy, korzystałyśmy pełnymi garściami, bo każda wspólnie spędzona chwila była okazją do rozmowy. Spacer po parku, w lesie czy brzegiem morza, wyprawa w góry. Uczył, tłumaczył, żartował… Twierdził, że poczucie humoru świadczy o inteligencji. Tylko głupcy są ponurakami. Zwracał uwagę na poprawność języka, często w anegdotycznej formie, łatwo było zapamiętać. I prostował szkolne kłamstwa historyczne, którymi nas karmiono. Mówił jak było naprawdę. Czasem próbowałyśmy z Nim słuchać poprzez trzaski i szumy Wolnej Europy. Kłamstwo lało się z telewizora i szkolnych lekcji, dojście do prawdy wymagało wysiłku i samozaparcia.

Pamiętam obchody 1000-lecia Chrztu Polski i list biskupów polskich do biskupów niemieckich.  Jakaż kampania nienawiści się wtedy rozpętała. A dla Ojca była to kolejna okazja, aby wyjaśnić nie tylko polityczną rangę wydarzenia, ale siłę chrześcijańskiego przebaczenia w duchu prawdy. Odsyłam do tekstu mojej siostry na ten temat:

https://twittertwins.pl/oredzie-50-lat-temu-oczami-dziecka/

Uczył wytrzymałości na ból i cierpienie, także własnym przykładem. Nie zdawałyśmy sobie sprawy jak bardzo cierpi, gdy umierał na raka, bo się nie skarżył. Prosił, byśmy siadały przy jego łóżku i opowiadały, co było na uczelni, jak zaliczenia, egzaminy, koledzy, koleżanki… Dawał wskazówki na dalsze lata. Wiedział o swojej chorobie, ale chronił przede wszystkim mamę, aby się nie martwiła. Niemal do ostatnich dni miał kontakt ze swoimi uczniami. Jednemu nawet redagował fragmenty rozprawy habilitacyjnej. Gdy on odwiedził Ojca w dniu Jego śmierci, widząc, że to agonia, wypowiedział słowa: „Pan Profesor już mi nie podyktuje wstępu do mojej pracy”. I nie podyktował. A my żałowałyśmy, że powiedział to głośno, a nie tylko sobie pomyślał.

Grób

 

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

12 komentarzy

  1. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Przykre, choć nieuniknione. Piękne jest to, że Tato nadal żyje w pamięci swoich Córek. Przyzwoity człowiek zazwyczaj wychowuje przyzwoite dzieci, co jest najlepszą nagrodą za trud wychowania. Szacunek dla tatusia. Pozdrawiam najmocniej obie Panie:)

  2. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    To chyba najpiękniejsza nagroda mieć tak szlachetnego ojca, który uczył cierpliwości, pokory, tolerancji i odróżniania spraw dużych od małych. Przejawem dojrzałości Pań było to, że udało się Jego rady, wartości i wzory stosować w swoim życiu.Z tekstu wynika, jak ojciec uczył, że należy żyć dla innych, a nie dla siebie. Tak trudno o słowa, gdy wielkość oddania przytłacza. Uczył, jak błędy, nieszczęścia i porażki w oparciu o wiarę stają się z czasem wartością.Autorka wspomina, że każda spędzona wspólnie chwila była okazją do rozmowy, by podpatrywać i czerpać wiedzę, która z pewnością po Jego śmierci wskazywała kierunek.To dzięki ojcu nasiąknęły Panie czymś, czego pewnie jeszcze do dziś nie potrafią wyraźnie nazwać ani wskazać. Mimo cierpienia potrafił jasno nazwać czym jest przebaczenie i jak można ofiarować coś drugiemu. Lata z ojcem, to niepowtarzalna fascynacja życiem dla dziecka. Ojciec dla Pań był największym autorytetem i nikt już nigdy nie będzie miał z pewnością na Panie tak wielkiego wpływu. Życzę Paniom z całego serca, by ta fascynacja pozostała do końca a ojciec wystawił sobie już tutaj na ziemi niezniszczalny pomnik.

  3. zary@interia.pl' pzarych pisze:

    Wspaniały tekst. Dla mnie szczególnie bliski z dwóch powodów. Po pierwsze mój Ojciec odszedł, gdy byłem w podobnym wieku co Panie i wkrótce upłynie wprawdzie nie 45, ale 20 lat od jego śmierci. Tekst skłania do wspomnień i osobistych refleksji, przywołuje postać własnego Ojca. Po drugie jestem ojcem dwóch córek i prof. Wanke nagle staje przede mną jako niedościgniony wzór. Jakże by się chciało, by za 40, może 50 lat własne córki napisały podobne słowa. Jest nad czym pracować, bo widzę, że nie będzie łatwo.

  4. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Trudno mi pisać o Ojcu, nie popadając w patos albo ckliwość, a wiem, że On jednego i drugiego tak bardzo nie lubił. Był mistrzem sytuacyjnego humoru, osadzonego na grze słów i skojarzeń, którymi potrafił rozładować najcięższą nawet atmosferę. Uwielbiałam to jego poczucie humoru. A jednocześnie miałam świadomość, że traktuje mnie i moją siostrę poważnie. Jak tylko daleko pamięcią sięgam wstecz, do najmłodszych lat, może właśnie tych uwiecznionych na fotografii z plaży, zawsze miałam wrażenie, że moje sprawy są dla niego ważne, że ich nie bagatelizuje. Potrafił wsłuchać się w rozterki i dylematy małej dziewczynki, nie okazując ani znudzenia, ani zniecierpliwienia, a jego rady były nie tylko doraźne, ale zawsze były jakąś refleksją ogólną. Każdą sytuację wykorzystywał, aby wpajać nam zasady, uczył nas żyć godnie i przyzwoicie. Ufałyśmy mu bezgranicznie. Gdy dorastałyśmy, zwierzałyśmy z pierwszych fascynacji chłopakami, opowiadałyśmy o randkach. Żadna przyjaciółka nie potrafiła tego słuchać tak jak on. „Opowiedz mi to jeszcze raz” – mówił, gdy relacjonowałyśmy coś, z czego mógł być dumny, co sprawiało nam i jemu radość. Kiedyś powiedział nam, że tak długo, jak to, co robimy, możemy mu opowiedzieć, postępujemy właściwie. Jeżeli przyjdzie taki moment, że będziemy się czegoś wstydziły jemu zdradzić, będzie to najlepszy dowód, że postąpiłyśmy źle. Całe życie, przed każdym, ważnym wyborem, zadawałam sobie pytanie, jak on by to ocenił, co doradził. Choć od dawna nie było go z nami, w jakimś sensie kierował naszym postępowaniem. Właśnie dlatego tak wiele z niego jest w nas.

  5. jerzpolski@wp.pl' Jurek S. pisze:

    Lubię czytać pozytywne życiorysy znanych osób. Znany filozof zalecał postępować tak, abyśmy swoje życie mogli przedstawiać jako wzór do naśladowania.
    Uważam, że przebaczenie jest ważną cechą, która świadczy o wielkości osoby przebaczającej tym bardziej, jeśli przebaczający sam wychodzi z taką inicjatywą. Aby przebaczyć, trzeba pozbyć się chęci oceniania krzywdziciela.

  6. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Przedmówca Pan Jurek S.zwrócił trafnie uwagę na moment przebaczenia i dodam, że przebaczenie zawsze musi płynąć z serca.Sądzę, że Ojciec Pań doskonale zdawał sobie sprawę, że przebaczając z czasem będzie mógł stanąć przed lustrem, by powiedzieć sobie: zrobiłem wszystko, co mogłem.Poza tym uświadamiał sobie, że i jego rany nie zagoją się, gdy nie potrafi przebaczyć temu, kto je zadał.Z tego wynika, że cechowała go ogromna siła i odwaga, by szczerze wybaczyć, by nie wracać do tej bolesnej przeszłości, jaką było więzienie.

  7. mmigiel@o2.pl' mmw pisze:

    Jestem pod wrażeniem. Tekst nie jest osobistą, sentymentalną laurką, w stylu o tych co odeszli nie mówimy zle, można nie mówić wcale albo tylko dobrze.
    Przebaczenie oczywistych donosów, z których wynikło duże cierpienie świadczy o dużęj kulturze, renesansowym horyzoncie myślenia i skłania do podziwu. Trzeba upowszechniać takie postawy życiowe, stanowią refleksję pt. jak nie zgorzknieć, nie załamać się mimo okoliczności… Trudne to, ale możliwe.

  8. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za wszystkie bardzo liczne komentarze, także na Twitterze i Facebooku, oraz za słowa uznania dla postawy naszego Ojca, gdy przebaczył temu, który na niego doniósł do UB. A trzeba pamiętać, że były to czasy stalinowskie i więzienie, przesłuchania, tortury to było traumatyczne przeżycie. Gdy już po ogłoszeniu wyroku babcia, czyli jego mama, odwiedziła go po raz pierwszy w więzieniu, to go nie poznała – tak wiele przybyło mu siwych włosów, a ubyło kilogramów. Wydawał się starszy o 10 lat. Niechętnie o tym opowiadał, ale wiemy, że i trzymali go w karcerze po kostki w wodzie i były nocne przesłuchania ze światłem prosto w oczy… Jeśli ktoś nie widział spektaklu „Golgota Wrocławska” http://www.youtube.com/watch?v=otRkNKiHbDI, to polecam, bo oddaje klimat śledztwa z tamtych czasów.
    W kontekście donosu na Ojca pojawia się też kwestia tzw. mniejszego zła. Otóż Marian P. doniósł na Ojca właśnie dlatego. Myślał bowiem, że jak siedzieć pójdzie kawaler, bez rodziny, to cierpienie i szkoda mniejsza!!!

  9. ewaki28@wp.pl' Ewa pisze:

    Tego skarbu nikt Paniom nie zabierze. Mogą Panie czerpać bez obawy, że się wyczerpie. Dzisiaj tak bardzo potrzeba takich wzorców, ale trudno mi nie wątpić, że jest ich, jak na lekarstwo. Pozdrawiam serdecznie. Ewa

  10. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Dzisiaj zaobserwować można, że nastąpiła zmiana obyczajowa. Ojcowie chcą uczestniczyć aktywnie w wychowaniu dzieci, ale to chyba fikcja. Doskonale obrazuje ten przykład. Kiedy byłam w Centrum Nauki Kopernik dziecko pilnie i uważnie zgłębiało tajniki wiedzy, a tatuś ze smartfonem w ręce pochłonięty był innymi sprawami i nawet nie zdążył dostrzec, jakie są zainteresowania własnego syna. Czy tak ma wyglądać ten wzór aktywnego ojcostwa dzisiaj?

  11. ewama7@wp.pl' Ewa Mastalska pisze:

    Ojciec mojej najlepszej przyjaciółki Tadeusz Kozar też wspomina z szacunkiem Pań Ojca. Mój Tato też jest emerytowanym naukowcem, profesorem prawa, ma 78 lat i oby żył jak najdłużej. Jest również bardzo mądry i mnie ukształtował. Zaraz po Wielkanocy będzie miał imieniny, jest Ryszardem.

  12. alinapetrowa@gmail.com' Alina Petrowa pisze:

    Czytając o Pani Ojcu, odczuwam dojmujące poczucie straty. Cały czas boli, że ludzi formatu Pani Ojca prawie już nie ma, że są tak nieliczni, że nie są w stanie nadać tonu ogółowi społeczeństwa. Kilka lat pracowałam w instytucie naukowym PAN i wiem, kto zastąpił takie osobowości jak prof. Witold Doroszewski czy Wacław Borowy, Konrad Górski, itd.

    Ale nie wolno tracić się zniechęcać, trzeba pamiętać o wyjątkowych ludziach, żyć zgodnie z ich wartościami, kiedyś sobie o nich przypomnimy.

Skomentuj Barbara Utecht Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *