30 lat od katastrofy w Czarnobylu

 

chmura1

W poniedziałek 28 kwietnia 1986 roku, po deszczowej niedzieli, dzień był słoneczny, ciepły i niemal letni. Mąż jednak stanowczo zabronił dzieciom wyjść na dwór i pozamykał w domu okna. Jako fizyk jądrowy o skażeniu radioaktywnym dowiedział się wcześniej niż informacja ta dotarła do opinii publicznej. Rozumiał też lepiej, co się naprawdę stało i czym grozi. Dziś mija 30 lat od katastrofy w Czarnobylu.

chmura2

Chmura radioaktywna dotarła do Wrocławia już w niedzielę, czyli dzień po czarnobylskiej awarii, a opady deszczu spowodowały osadzenie pyłu radioaktywnego, co było okolicznością wyjątkowo niekorzystną. Mąż przyniósł z pracy do domu dozymetr i kontrolował skażenie. Ze zgrozą obserwowaliśmy, jak matki z małymi dziećmi przebywają na placykach zabaw. Parki, ze względu na osadzenie pyłu radioaktywnego na drzewach i krzewach, były miejscem, gdzie promieniowanie było większe niż na otwartej przestrzeni. Wskazówka dozymetru odchylała się gwałtownie, gdy mąż zbliżał przyrząd do krzewów, a jeszcze mocniej do zagłębień w gruncie, w których były jeszcze kałuże po niedzielnej ulewie. Na nic było zwracanie uwagi, aby zabrać stamtąd dzieci. Park miał, w mniemaniu matek, babć czy opiekunek, być tym miejscem, gdzie pociechy chronią się przed zagrożeniem. Było dokładnie przeciwnie, ale promieniowanie traktowane było w powszechnym rozumieniu, jak zarazki – bakterie czy wirusy.

20160408_152557_resized

Wkrótce jednak świadomość zagrożenia dotarła do szerokiego grona naszych znajomych. Dzieciom, decyzją rządu, podano płyn Lugola, czyli roztwór jodku potasu. Śmiałam się, jak mój starszy syn z tego żartował. – Dziś dawali nam w szkole płyn przeciw Związkowi Radzieckiemu – oznajmił, gdy wróciłam z pracy. Problemem mało zabawnym zaczęło być skażenie żywności, przede wszystkim owoców i warzyw. Najpierw po sąsiedzku, później w szerszym gronie znajomych, mąż zaczął świadczyć usługi, mierząc skażenie produktów żywnościowych. Ponieważ robił to gratis, w dowód wdzięczności byliśmy obdarowywani częścią sprawdzanych produktów. I tak trafiały do nas nowalijki z ogródków, owoce, a nawet miód. Wzbranialiśmy się przed tym, ale ludzie mieli potrzebę okazywania wdzięczności.

Przy okazji, sprawdzając u sąsiadów przyniesione z działki warzywa i owoce, mąż odkrył, że radziecki kolorowy telewizor Rubin emituje promieniowanie znacznie silniejsze niż cokolwiek, co przyszło mu do tej pory badać – wskazówka dozymetru doszła do końca skali. Co ciekawe, to promieniowanie było wysyłane przez warstwę wewnętrzną ekranu niezależnie od tego, czy telewizor był włączony czy nie. Reakcją natychmiastową przerażonego sąsiada było odwrócenie telewizora ekranem do ściany. Jak widać sączyła się z niego nie tylko komunistyczna propaganda, ale także szkodliwe promieniowanie. Odetchnęłam z ulgą, że nasz mały telewizorek JVC, jest pod tym względem bezpieczny.

Rok ten zapamiętałam także z wyjątkowej, nigdy później niespotykanej obfitości grzybów. Z wakacyjnego pobytu nad jeziorem w ówczesnym województwie gorzowskim (dziś lubuskie) przywieźliśmy samych suszonych prawdziwków ponad kilogram. Widać powszechne przekonanie, a takie było szerzone, że grzyby są szczególnie napromieniowane, spowodowało, iż nie były one zbierane. Wakacyjny zapas wystarczył na długo.

* * *

Jeszcze w latach osiemdziesiątych dowiedziałam się, co naprawdę zdarzyło się w Czarnobylu.  Przyczyną awarii, jak się okazało, był eksperyment, który miał wykazać, jak długo w sytuacji awaryjnej, po ustaniu napędzania turbin generatorów parą z reaktora, ruch obrotowy produkuje wystarczającą ilość energii elektrycznej dla potrzeb awaryjnego sterowania reaktorem. W ramach przygotowań do testu technicy wyłączyli niektóre z systemów kontroli pracy reaktora, m.in. system automatycznego wyłączania reaktora w razie awarii. Wyłączenie tego systemu nie było konieczne dla sprawnego przeprowadzenia testu, ale zdecydowano się na to, aby w razie trudności z eksperymentem móc go powtórzyć. Według pierwotnego planu, eksperyment miał być przeprowadzony za dnia, a zadaniem nocnej zmiany byłoby jedynie czuwanie nad systemem chłodzenia wyłączonego już reaktora. Eksperyment zaczął się jednak w nocy, dlatego pracownicy, którzy rozpoczęli pracę o północy, nie byli do tego przygotowani. Ostatecznie o awarii zadecydowały błędy konstrukcyjne reaktora, które spowodowały samoczynny wzrost jego mocy.

Obraz1

Dlaczego zdecydowano się na tak ryzykowny eksperyment? Reaktor służył celom wojskowym, nie tylko produkcji plutonu, ale i zasilaniu systemu radarów, zwanego okiem Moskwy. Przeprowadzenie testu, wiążącego się z koniecznością odłączenia turbozespołów bloku od sieci, przesunięto na godziny nocne, bo tego samego dnia doszło do awarii na Smoleńskiej AEC. Do tragedii doprowadził więc splot zdarzeń, ale najważniejszym powodem była nieodpowiedzialność i powierzenie zadań zupełnie nieprzygotowanym do tego ludziom. Największa w historii energetyki awaria obnażyła absurdy systemu doboru kadr opartego o kryteria polityczne.

Obraz2

Wkrótce po katastrofie w Czarnobylu rozpoczęła się w Związku Radzieckim pieriestrojka, czyli liberalizacja gospodarcza i polityczna wprowadzona przez Michaiła Gorbaczowa. Zbieżność w czasie jest oczywista, podejrzewam, że również istnieje między tymi wydarzeniami związek przyczynowo-skutkowy.

 

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

21 komentarzy

  1. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Początek kwietnia 1986 roku, to byl czas mojej przeprowadzki z Wrocławia do domu w Wielkopolsce, gdzie teraz mieszkam. Świeżo po przeprowadzce cieszyłem się okoliczną zielenią i ogrodem, niewiele czasu spędzając w mediach, więc o Czarnobylu dowiedziałem się jakoś w pierwszych dniach maja. Zresztą wcześniej chyba media o tym nie informowały, tylko niektórzy pocztą pantoflową, dowiadywali się o zdarzeniu od znajomych rochę wcześniej.
    Mnie uświadomił szwagier, który kazał natychmiast wyrzucić piękny bukiet bzu, stojący w wazonie na stole i doradził żeby bez potrzeby nie kręcić się na dworze. Wtedy też jakoś stało się o tym glośno, bo wszyscy już mówili, więc i decydenci dojrzeli do tego, że trzeba ogłosić oficjalny komunikat.
    Ogłoszono powszechną akcję aplikowania dzieciom w szkołach jodu, więc było wiadomo, że sprawa jest poważna. Dziwiło mnie, że radioaktywna chmura dotarła stosunkowo szybko nawet nad Skandynawię, więc pomyślałem, że i u mnie nie jest z tym promieniowaniem najlepiej.
    Radosć z ciszy, natury i piękna nowego miejsca zamieszkania trochę opadła, bo zreflektowałem się, że i tu może mnie dosięgnąć najgorsze.
    Podobno badania naukowe udowodniły, że katastrofa elektrowni negatywnie wpłynęła na setki, czy nawet tysiące ludzi, oraz wiele noworodków rodziło się z wadami genetycznymi.
    Z drugiej strony widziałem niedawno film dokumentalny, który pokazywał wielu tubylców, którzy rok po wybuchu powrócili do swoich domów w napromieniowanej strefie i żyją sobie tam zwyczajnie, bez żadnych zdrowotnych konsekwencji. Osiemdziesięcioośmioletnia staruszka wypowiadała, że czuje się dobrze.
    To przecież konkretny i żywy przykład, że promieniowanie nie szkodzi zdrowiu aż tak bardzo, jak powszechnie się sądzi.

    PS Dziękuję Paniom za dodanie mnie do tak ciekawego tematu
    Pozdrawiam najmocniej

  2. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Podobnie, jak mój przedmówca Pan Vector mieszkam w Poznaniu. Pamiętam ten piękny, słoneczny dzień. Siedziałam wówczas w ogrodzie i raczyłam się pięknym słonkiem będąc nieświadoma zupełnie, co tak naprawdę się stało. Dopiero dnia następnego dowiedziałam się, że była to jedna z największych katastrof XX wieku. Z wiadomości dowiedziałam się, że skażeniu uległ znaczny obszar Europy. W Polsce była cenzura i informacja o katastrofie ukazała się dopiero po kilkudziesięciu godzinach. Dopiero 29 kwietnia Komisja Rządowa podjęła decyzję o podaniu płynu Lugola dzieciom i młodzieży. I ja w tej sytuacji oraz najbliżsi przyjęliśmy dawkę jodu w celu zablokowania wchłaniania radioaktywnego izotopu jodu 131.W moim jednak przypadku skończyło się na usunięciu tarczycy w 2011 r w Wielkopolskim Centrum Onkologii. Jaki ta katastrofa miała wpływ na choroby związane z tarczycą do dziś nie wiemy, ponieważ raporty są niewiarygodne.Na obszarze Szwecji zaobserwowano zwiększoną liczbę zachorowań na tarczycę. Ta katastrofa podważyła wiarygodność energetyki atomowej na całym świecie.I tak, jak wcześniej pisałam katastrofa ta wydarzyła się w trakcie testu, który miał służyć bezpieczeństwu. Reaktor posiadał wady i nigdy nie powinien zostać dopuszczony do eksploatacji. Podejrzewam, że cała ta katastrofa przyczyniła się do przemian w naszym kraju. Termin katastrofy zbiegał się z obchodami pierwszomajowymi. Ludzie zaczęli szeroko dyskutować na temat władzy. Władza w Polsce utraciła wiarygodność i to przypuszczam było przyczynkiem do upadku komunizmu. Należy mieć nadzieję, że przy zabezpieczaniu teraz sarkofagiem uszkodzonej elektrowni nie nastąpi kolejna tragedia. Ufam w mądrość człowieka, że tym razem operacja się powiedzie.

  3. jerzpolski@wp.pl' Jurek S. pisze:

    Pamiętam, że wtedy mój syn dwuletni musiał skorzystać z pomocy pogotowia, bo dla zabawy wpychał piasek z piaskownicy do buzi. Kiedy po powrocie do domu musieliśmy wzywać karetkę, bo nie następowała poprawa, to
    przybyły lekarz stwierdził, że to był jedyny pacjent, do którego powinien był przyjechać wcześniej.
    Na szczęście syn wyszedł z tego stanu, bez komplikacji i skutków ubocznych.
    Natomiast po kilku latach, koleżanka z pracy mówiła o kłopotach narzeczonego z tarczycą.
    Kiedy była z nim w przychodni , widziała mnóstwo pacjentów i dowiedziała się, że dawno nie było tylu chorych z problemem tarczycy.

  4. jerzpolski@wp.pl' Jurek S. pisze:

    Chciałbym dodać, że oglądaliśmy długo programy z radzieckiego telewizora kolorowego – moja żona ze swoją rodzina jeszcze przed ślubem, ale nie zauważyliśmy zgubnych skutków promieniowania.
    Myślę, że większym problemem może być uzależnienie od oglądania, podobnie jak zbyt długi czas korzystania z komputera.

  5. karo4w5@gmail.com' Karolina pisze:

    Ja z tamtych dni pamiętam właśnie podawany nam w przedszkolu płyn Lugola. Mama zaś opowiadała, jak niczego nieświadoma spacerowała w pięknym wiosennym słońcu i radioaktywnych oparach z moim 3-tygodniowym wówczas bratem, który do dziś boryka się rozmaitymi kłopotami zdrowotnymi. Czy to skutek Czarnobyla – być może, chyba każda osoba, którą znam z roczników 85-86 ma dziś jakieś problemy z tarczycą.
    Przy okazji wspomnienia o Czarnobylu zastanawia mnie jedno – czy dziś w przypadku podobnej katastrofy władze czekałyby równie długo z komunikatem o zagrożeniu, wydaniem ostrzeżeń i podjęciem odpowiednich działań… Pozdrawiam serdecznie Autorkę.

  6. mawalesiak@gmail.com' Małgorzata Walesiak pisze:

    Miałam 10 lat. Moje rodzeństwo niewiele mniej i mieszkałam z rodzicami na klasycznym blokowisku z wielkiej płyty. Pamiętam niedzielę, dzień po katastrofie. Nad morzem- pochodzę z Koszalina- była wtedy piękna , słoneczna pogoda, wręcz upalna. Ganialiśmy w krótkich spodenkach po podwórku, podobnie jak nasi rodzice- nieświadomi niebezpieczeństwa. Dopiero gdzieś pod wieczór starsze dzieci zaczęły nas straszyć, że ” u ruskich” byłą jakaś katastrofa, że będziemy świecić i takie tam, jak to dzieci. Niedługo później z wielu okien matki co i rusz wołały nas do domu. Sąsiedzi pocztą pantoflową, z RWE i ze znajomości zaczęli sobie przekazywać prawdziwe wiadomości, stąd pewnie panika rodziców. Potem była szkoła, nieco później ten nieszczęsny pochód i płyn Lugola, który łykaliśmy dużo za późno i chyba bez sensu…. No a całkiem całkiem później niektóre dzieci i sąsiedzi zaczęli znikać, wyjeżdżać do szpitali, chorować, umierać. Starsi łączyli to z „Czarnobylem” Wtedy tego nie rozumiałam, ale dzisiaj chyba trudno nie łączyć tylu przypadków wśród najbliższych i znajomych z mojego pokolenia chorych na białaczki, tarczycę czy mających problem z płodnością. Zostaliśmy wtedy napromieniowani, jedliśmy mniej lub bardziej skażoną żywność oddychaliśmy skażonym powietrzem, a jako społeczeństwo nas perfidnie oszukano podejmując środki zaradcze sporo po czasie. Jestem humanistką, chemię i fizykę pamiętam mgliście, ale jestem przekonana , że to co wtedy przyjęliśmy jako dzieci i oszukani dorośli, pozostało w naszych genach i z pewnością teraz zbieramy tego żniwo. Oby nasze dzieci ono ominęło, co wcale nie jest takie oczywiste niestety 🙁

  7. mawalesiak@gmail.com' Małgorzata Walesiak pisze:

    Czasem się zastanawiam czy i wśród moich najbliższych z bliskich Czarnobyl nie spowodował tragedii. 10 lat temu moja ś.p. Mama zmarła na szpiczaka. Wtedy była pielęgniarką w punkcie sanitarnym na pochodzie. Z tego co czytałam, to ten typ białaczki jest rzadki, szczególnie wśród kobiet i występuje głównie z powodu długiej ekspozycji na małe dawki promieniowania albo jednorazowego napromieniowania. Szczególnie wśród techników radiacji od RTG i innych mających do czynienia z promieniowaniem. Oczywiście są i przyczyny genetyczne, ale generalnie to dość rzadki nowotwór. Mama nie pracowała przy RTG, była pielęgniarką w zakładowej przychodni 🙁 Nie wiem czy to ma jakiś związek, mam nadzieję, że to po prostu nieszczęśliwy traf, a nie skutek tamtej, ludzkiej bezmyślności.

  8. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Pamiętam tamten strach, który nam towarzyszył, gdy dotarła wiadomość o skażeniu radioaktywnym. Strach zwłaszcza o dzieci, bo to one były najbardziej narażone na skutki promieniowania. A przecież wiadomość przyszła z opóźnieniem i mieliśmy świadomość, że dzieci (11-letni Piotrek i 8-letni Tomek) bawiły się na podwórku, biegały wśród krzaków. Ostrzeżenia od szwagra potraktowaliśmy bardzo poważnie, ale były one jednak nieco spóźnione.

    Dopiero później przekonaliśmy się, że to naprawdę groźne. Sąsiad udał się pod koniec kwietnia z partyjną delegacją do Kijowa (wówczas na terenie ZSRR) i 1 maja wziął udział w pochodzie pierwszomajowym. Nikt ich nie ostrzegł, że przebywanie na odkrytej przestrzeni tak długo może być niebezpieczne. Rok później wykryto u niego nowotwór tarczycy. Choroba postępowała gwałtownie, szybko pojawiły się przerzuty. Zmarł niedługo potem mimo intensywnego leczenia. Czy był to skutek napromieniowania? Nie wiem. Można spekulować, że tak. Takich przypadków nikt nie bada i nikt nie rejestruje, tak więc oficjalny bilans skutków katastrofy w Czarnobylu jest, moim zdaniem, mocno niedoszacowany.

  9. gramatis@tlen.pl' Ufka pisze:

    No cóż Od początku zdawałam sobie sprawę z zagrożenia Natychmiast kupiłam masło śmietanę i mleko No i duże ilości wody butelkowanej W laboratorium przygotowaliśmy płyn Lugola do spożycia na miejscu i na wynos) Co się przydało bo w szkole – śródmieście W-wy – dzieci czekały długo a potem kazano im iść do domu i do przychodni bo płynu nie dowieziono Do dzisiaj pamiętam lekarkę- idiotkę która w telewizji cieszyła się że dzieci będą częściej myte z powodu opadu radioaktywnego Chętnie bym jej zmyła głowę
    Było tak jak w tekście – awaria „na życzenie” – no i nieco przereklamowana Oczywiście nie mówię o pierwszych dniach Jednak potem wszystko podciągano pod wybuch aby z Europy wycisnąć jak najwięcej pieniędzy

  10. fraszki.ulotki@gmail.com' Wanda pisze:

    Mieszkałam wtedy w Krakowie, w jednym z akademików.
    Moją współmieszkanką była studentka filologii szwedzkiej. Zanim pojawił się oficjalny komunikat, chyba dzień wcześniej, właśnie od niej dowiedzieliśmy się o awarii elektrowni jądrowej w Czernobylu. Zatelefonowała do niej ciotka ze Szwecji mówiąc, że nie należy wychodzić z domu.

    Przyjęłyśmy tę wiadomość z niedowierzaniem.

    Powiedziałyśmy o tym sąsiadom i znajomych. Byli wśród nich studenci fizyki.

    Następnego dnia, jeszcze przed oficjalnym komunikatem, jeden z nich potwierdził, że coś musiało się stać: postanowili sprawdzić krążące po mieście pogłoski.
    Rzeczywiście, licznik Geigera wykazał skażenie i „biło jak od źródła”.

  11. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Dziękuję za wspomnienia i komentarze do mojego rocznicowego tekstu. „Ta katastrofa podważyła wiarygodność energetyki atomowej na całym świecie” – napisała Barbara Utech. Istotnie tak się stało. Każde zjawisko słabo rozumiane, kiepsko rozpoznane wzbudza lęk. Tak jest z promieniowaniem radioaktywnym i – niestety – także z energetyką jądrową. Niesłusznie. Energetyka jądrowa ma wiele niepodważalnych zalet. Zapewnia nieporównywalnie większe niż dla wszystkich innych opcji energetycznych bezpieczeństwo energetyczne, jest technologią „przyjazną środowisku” – poza wypalonym paliwem i niewielką ilością innych odpadów promieniotwórczych oraz ciepłem odpadowym – brak innego wpływu na środowisko, jest najtańszą energią elektryczną, stabilna cena paliwa (cena uranu to 3–5 proc. ceny energii elektrycznej). Ponadto umożliwia niewielkie wykorzystanie terenu i zapewnia wyjątkowo komfortową logistykę zarządzania, np. elektrownia o mocy 1000 MWe zużywa 35 ton paliwa rocznie, w porównaniu z 7 tys. ton węgla kamiennego dziennie w elektrowni węglowej.

  12. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Pragnę odnieść się krótko do komentarza autorki tekstu. Wiemy doskonale, że energetyka jądrowa ma swoich zwolenników i przeciwników.Autorka pisze o elektrowni jądrowej, że jest to tani sposób wytwarzania energii. Dodam, że zmniejsza się wówczas uzależnienie od importu paliw, ale energetyka jądrowa, to nie tylko wytwarzanie energii, ale związane z nią problemy transportu i składowania odpadów promieniotwórczych oraz koszty związane z zamknięciem elektrowni i jej utylizacją.Ważnym czynnikiem moim zdaniem jest rozważenie przy budowie w jaki sposób zwiększyć bezpieczeństwo.

  13. igormertyn@gmail.com' Igor Mertyn pisze:

    Pamiętam, że ten czas „zabijaliśmy” na podwórku (to po łódzku) żartem. Np. dlaczego tak trudno było wykryć ten jod? Bo to był J-23. I wiele takich. Ale generalnie pamiętam płyn lugola i strach tamtego czasu, bardzo często przywoływano obrazy i zdjęcia Hiroszimy.

  14. chryzopraz.chryzopraz@gmail.com' chryzopraz pisze:

    26 kwietnia 1986 r. to była sobota, kolejna rocznica śmierci mojego taty.
    Wtedy oczywiście nie kojarzyłam w ten sposób tych dwóch dat.

    W tamtą słoneczną sobotę cieszyliśmy się ciepłym dniem. Byłam wtedy na wychowawczym, więc cały dzień spędziłam na świeżym powietrzu z naszą 14-miesięczną córeczką, jej rówieśnikami i innymi mamusiami, niczego nie podejrzewając. Następnego dnia pojechałam do naszych znajomych, którzy, o ile dobrze pamiętam, niedawno zostali szczęśliwymi posiadaczami mieszkania w jednej z szybko rozbudowujących się wtedy dzielnic naszego miasta. Kiedy o zmierzchu wysiadałam z tramwaju, zaczął padać ciepły, wiosenny deszcz, który przynosił ulgę po nadzwyczaj upalnym i bezchmurnym dniu.

    Nie pamiętam dokładnie jak dowiedzieliśmy się o wybuchu w Czarnobylu, ale na pewno wiedzieliśmy, zanim została podana oficjalna wiadomość. Może z radia Wolna Europa, które było wtedy naszym głównym źródłem prawdziwych wiadomości, i które żyje do dziś w rodzinnej anegdocie, ale to temat na zupełnie inną opowieść. Mąż przynosił z uczelni niepokojące i przerażające wieści. Licznik Geigera był najbardziej pożądanym urządzeniem. Dzieci otrzymały absolutny zakaz wychodzenia bez konieczności na dwór, więc nad głośnym zazwyczaj podwórkiem i piaskownicą zaległa trudna do nazwania cisza.

    Komentowaliśmy ze znajomymi fakt, że radioaktywna chmura dotarła aż nad Skandynawię (to chyba właśnie tamtejsze ośrodki jako pierwsze podały informacje o wzmożonej radioaktywności), a nasze publikatory uspokajały, pokazując mapy pogody a na nich kierunek i siłę wiatru, który tym razem rzekomo nam sprzyjał.

    Naturalnie poszliśmy z dziećmi do wyznaczonego punktu PCK. Na budynku naszej przychodni powiewała flaga z czerwonym krzyżem, przed wejściem ustawiła się spora kolejka. Wszystko to potęgowało niepokój i sprawiało, że poczułam się niemal jak na wojnie. Nasz starszy chłopczyk też był mocno niespokojny. W kolejce słyszeliśmy różne komentarze, ale szczególnie zapamiętałam dyskusję dwóch pań na temat skażenia produktów żywnościowych. Otóż jedna z pań, ta bardziej „uświadomiona”, tłumaczyła drugiej, że nie ma w tym nic groźnego, bo sałatę się umyje, a mleko wystarczy przegotować i już.

    Kilka moich młodszych koleżanek z pracy, które w czasie katastrofy były w wieku pokwitania, miały w dorosłym życiu różne problemy ze zdrowiem, głównie z niemożnością zajścia w ciążę lub jej utrzymaniem. Ale chyba żaden ośrodek w PRL ani w III RP nie prowadził badań związanych ze skutkami napromieniowania.

    Nie brakowało też i zabawnych skojarzeń. Kiedy już oswoiliśmy się z sytuacją zagrożenia i wróciła codzienna rutyna, uświadomiłam sobie, jaki to „deszczyk” mnie pokropił, gdy wracałam od znajomych. Przypomniało mi się opowiadanie Mrożka „Wesele w Atomicach” i zaczęłam się sobie uważnie przyglądać, czy też aby nie wyrastają mi chitynowe skrzydełka…

  15. Niedawno widziałam ciekawe zdjęcie z Czarnobyla…pusty blok a w środku jednego z pomieszczeń setki gumowych szarych masek,,,całkowicie pokrywały podłoże…sceneria jak z horroru…

  16. dariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Mnie najbardziej przerazaja ludzie ktorzy wtedy ukrywali prawde o wybuchu.Partyjni dygnitarze tak bardzo bali sie towarzyszy z Moskwy ze zaryzykowali zycie i zdrowie milonow Polaków. Tak naprawdę nie wiemy i pewnie sie nie dowiemy jaki to mialo wplyw na nasze zdrowie.Obawiam sie ze wielu naszych rodakow zachorowało lub zmarlo zbyt wczesnie.Pamietam tez informacje o dzieciach rodzacych sie ze zdeformowanymi konczynami.Wtedy to byl temat tabu. Dygnitarze partyjni byli obecni w polityce po 1989 roku i wlos im z glowy nie spadł. Niektórzy mieli pogrzeby z asysta honorową.

  17. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Tak poza tematem.Byłem w szkole w ekipie uczniów wyznaczanych do konkursów.Część prowadził nauczyciel historii Pan L.Szwedowicz który uczył prawdziwej historii.Wyjęli nas do turnieju „Wiedzy o związku radzieckim”.Pytania konkursowe znaliśmy z rozmowy z dyrektorem i nauczycielką rosyjskiego (Wezwali nas z lekcji).Z miasta bratniego (Czelabińsk) delegacja przyjechała.Politycznie niewiele rozumiałem.Dziś jestem dumny z ostatniego miejsca.Poprostu znając pytania nie poznawałem odpowiedzi.Dziś w takiej sytuacji jest się frajerem.

  18. Danuta.sikora@wp.pl' Danuta pisze:

    Był ciepły pogodny dzień , przygotowaliśmy dla dzieci ogródek zabaw. Tego dnia pierwszy raz dzieci korzystały z nowego miejsca i były bardzo zadowolone. Kiedy dotarła do nas informacja o awarii, pierwsza reakcja to schować się w domu, ale jak zabrać dzieci z placu zabaw. Musieliśmy chociaż płakały przez kilka dni, bo ogródek został zamknięty i widziały go przez okna. Podano nam płyn Lugola i większość mieszkańców myślała ze to wystarczy. Nic bardziej mylnego. Pozdrawiam i dziękuje za dodanie do dyskusji.

  19. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Do mnie niestety wiadomość dotarła z dużym opoznienieniem. A były to pogodne dni i chyba 30.04 byłam z dziećmi na siacerze,na którym to skoczył nas deszcz. Prawdopodobnie radioaktywny.Po przerwie 2 mają wszyscy wypilismy płyn Lugola
    Dzieci w przedszkolu ja w szkole. Strachu przed napromieniowaniwn,którego nie było widać do dziś nie zapomnę.

  20. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Może kogoś z Państwa zainteresuje bardzo ciekawy tekst na temat Czarnobyla podaję link http://www.newsweek.pl/historia/czarnobyl-dlaczego-reaktor-wybuchl-wywiad-z-dr-stanislawem-latkiem,artykuly,409349,1.html

  21. euro14@onet.eu' Rafał pisze:

    Jeśli chodzi o katastrofę w CzAES to najgorszą rzeczą, jaką spowodowała (poza śmiercią i skażeniem) jest niechęć do energetyki jądrowej. Ludzie nie rozumieją, że RBMK był źle zaprojektowany, źle wykonany, o postępowaniu ludzi w sterowni i „na górze” nie mówiąc, zaś nowoczesna energetyka nie ma w większości aspektów z tym nic wspólnego. Nie mówiąc o tym, że wciąż działa wiele elektrowni, mających RBMK i nigdy potem taka awaria nie miała miejsca.
    Powinniśmy w końcu mieć elektrownię jądrową, dlatego że samym węglem nie zaspokoimy naszych potrzeb energetycznych. Na marginesie: przykład CzAES pokazuje, jak ważne w procesach technologicznych są pomiary i automatyka. Oni raczej nie mieli świadomości o np. zatruciu ksenonowym. Uważam też, że dzisiaj istnieją nieporównywalnie lepszw możliwości sterowania i kontroli procesu, nie mówiąc o fizycznych zabezpieczeniach przed skażeniem.
    Polecam stronę z ciekawymi materiałami i zdjęciami dot. tej katastrofy. https://www.hwinfo.com/Chernobyl/

Skomentuj Wanda Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *